Wpisy

Nie potrafię rozmawiać ze swoimi dorosłymi dziećmi. Jak skutecznie rozmawiać o problemach?

Nie potrafię rozmawiać ze swoimi dorosłymi dziećmi. Jak skutecznie rozmawiać o problemach?

Nie potrafię rozmawiać z moimi dorosłymi dziećmi. Problemy zamiatane są pod dywan. Jesteśmy w spirali niezrozumienia….

Odpowiedź psychologa

Pani Małgorzato,

Pani problem pomimo iż wydaje się pozornie błahy jest powodem destrukcji wielu relacji i dotyczy znacznej części osób dorosłych.

Z czego wynika problem komunikacji rodzica a dorosłych dzieci?

U podłoża eskalacji tego problemu może leżeć wiele przyczyn:

  1. Błędy komunikacyjne/niewłaściwa i niejasna komunikacja, język, miejsce, czas komunikacji.
  2. Często różna percepcja tego co właściwie jest problemem – czytelne nazwanie problemu.
  3. Błędne przekonanie – zwłaszcza w relacjach z bliskimi, że „ci nasi bliscy” powinni rozumieć sedno problemu (a często albo nie zdają sobie z tego sprawy, lub oceniają ten problem dużo niżej w randze ważności).
  4. Powielanie wyuczonych schematów komunikacyjnych, np.: „Ja mówię, a Ty masz słuchać”.
  5. W relacjach rodzic-dorosłe dziecko; błędne traktowanie dorosłego dziecka jak dziecka (nadmiernie protekcjonalnie – nie narażając na problem, mówieniem „piąte przez dziesiąte, dookoła, etc.”, lub mając zbyt duże oczekiwania – „powinieneś się tym zając, jesteśmy rodziną!”).
  6. Pominięcie faktu – z wiekiem każdy się ma prawo zmieniać. Zatem każdy ma prawo mieć odrębne zdanie na dowolny temat. Nawet jeśli wcześniej powielał nasz sposób patrzenia na dane zjawisko.
  7. Różnie ukształtowane hierarchie wartości ludzi (dorosłych dzieci) w danym okresie życia. Przykładowo: dla syna/córki, którzy mają swoje dzieci i swoje rodziny, związki, pracę etc.; znaczna część problemów rodziny generacyjnej („z domu”), przestaje mieć tak duże znaczenie jak np.: dla rodzica. Gdyby tak nie było nie byliby w stanie budować swoich rodzin, wychowywać dzieci, rozwijać się zawodowo itd.
  8. Pomijanie własnej autonomii, tj.: odrębności rodzica od dziecka i podejmowanie decyzji o rozwiązaniu problemu bez udziału dorosłych dzieci, lub ze wsparciem innych dorosłych – przyjaciół, rodzeństwa, szukanie wsparcia u specjalisty.
  9. Rodzaj problemu – np.: inaczej będziemy rozwiązywać sprawy spadkowe, inaczej konflikty z partnerami naszych dzieci, inaczej nasze własne z naszymi dziećmi.

Problemy zamiatane pod dywan

Jednocześnie z opisu Pani problemu wynika, że problemy są zamiatane pod dywan… Pytanie kto je zamiata? Jeśli „ja nie potrafię”, to może konsekwencją tego jest też to, że to „ja zamiatam”(?), więc problemy nie są wyrażone, lub nazwane.

Wtedy możemy mieć złudne poczucie, że inni też wiedzą o tym problemie i może się domyślą… Lub poprzez to że „nieumiejętnie komunikujemy problem”, wobec czego inni nie chcą rozmawiać, toteż „zamiatają problem pod dywan” – unikają konfliktu (?). Na przykład wtedy, kiedy w trakcie wywołania problemu jesteśmy zbyt ofensywni. To znaczy próbujemy zaczepiać kogoś o tym co chcemy powiedzieć poprzez swoiste „wrzutki”, też licząc na to, że ktoś nas zrozumie, np. podczas czasu spędzanego z bliskimi. Inni będą to odbierać jak zakłócanie spokoju, czepianie się, lub dążenie do intencjonalnego „psucia dobrej atmosfery”. Pomimo, że możemy mieć dobre intencje (bo chcemy rozwiązać problem) poniesiemy klęskę. Podobnie, jeśli próbujemy powiedzieć coś „między słowami”, albo „przy okazji”, „na rozchodniaczka” (np.: przy rozstaniu po niedzielnej wizycie) – to nic nie da. Pozostajemy niewysłuchani, a dzieci będą mieć tylko żal.

Jak skutecznie rozmawiać o problemach?

Aby dobrze, tj. skutecznie rozmawiać o problemach należy spełnić kilka warunków, które pozwolą nam zredukować ryzyko wystąpienia błędów, pominięć, psucia atmosfery itd.:

  1. Zadbajmy o przestrzeń komunikacyjną – o sprawach dla nas ważnych rozmawiamy w atmosferze i w czasie, kiedy mamy możliwość wyrażenia tego co chcemy. Bez nadmiernego pośpiechu i bardzo czytelnie. Ważne, żeby najpierw umówić się na rozmowę w miejscu, które będzie wszystkim odpowiadało w terminie, który będzie pasował każdej osobie. Należy uznać autonomię swoją i swoich rozmówców (tutaj dorosłych dzieci). Trzeba się umówić na rozmowę „o ważnej dla nas sprawie”. Ustalamy wspólnie dzień, miejsce i czas.
  2. Sami musimy zadbać o to co chcemy powiedzieć. Dobrze się zastanowić nad tym wcześniej co dla nas jest problemem i postarać się go precyzyjnie nazwać przed samym sobą. Problem opisujemy przez pryzmat „ja”. Jaką trudność nierozwiązanie problemu nam stwarza. Np.: niech problemem będzie to że „ktoś nas rzadko odwiedza, a kiedyś było to częściej”. Wobec tego konsekwencją jest to, że czujemy się samotni. Błędny komunikat będzie: „wcale mnie nie odwiedzasz, dlatego mnie nie szanujesz”. Właściwy: „kiedyś bywałeś częściej, teraz jesteś u mnie rzadko, więc jest mi przykro”. Pierwsza wersja jest oceną (mało kto lubi słuchać krytyki). Druga jest odwołaniem do faktów i własnych uczuć, jest mówieniem o swoich odczuciach.
  3. Wobec zaistniałego problemu mamy przecież jakieś oczekiwania, tzn. chcemy żeby ktoś zmienił swoją postawę – w tym przykładzie, żeby zaczął częściej przyjeżdżać. Koniecznym wobec tego będzie ich wyrażenie. A więc prawidłowy komunikat mógłby brzmieć: „Jest mi przykro, że kiedyś bywałeś częściej, teraz jesteś u mnie rzadko. Chciał(a)bym żebyś odwiedzał mnie częściej, bo tęsknię”.
  4. Bierzemy pod uwagę, że pomimo, że adresat może zrozumieć, nie musi spełnić naszej prośby/wymagania. A z tym będziemy musieli się pogodzić i nauczyć żyć. Aż do następnego problemu, który należy próbować komunikować wg instrukcji podobnej do przedstawionej tutaj.

Zdaję sobie sprawę, że to tylko przykład oparty na mojej interpretacji mało szczegółowego opisu problemu jaki Pani przedstawiła. I chyba to może być Pani problem – patrz pkt 1 i 1. Możliwe, że moja odpowiedź nie będzie wystarczająca, ale zachęcam do zasięgnięcia wsparcia w żywej komunikacji ze specjalistą – psychologiem, psychoterapeutą. Wierzę że uda się z odpowiednim wsparciem pomóc Pani w rozwiązaniu przynajmniej części problemów z komunikacją, lub z pogodzeniem się z faktem, że dorosłe dzieci już są głównie dorosłymi, a dopiero w drugim rzędzie dziećmi…

Chcesz rozwijać swoje kompetencje rodzicielskie? Skontaktuj się z Nami!

 

Kacper Fic - psycholog, psychoterapeuta
Specjalizuje się w terapii zaburzeń lękowych i zaburzeń nastroju, z uwzględnieniem ich w przebiegu zaburzeń osobowości. Pomaga w rozwiązywaniu problemów związanych ze stresem w pracy i wypaleniem zawodowym. Pracuje też z osobami mającymi trudność z budowaniem i utrzymaniem bliskich relacji. Czytaj więcej…
Syndrom pustego gniazda - jak sobie z tym poradzić?

Syndrom pustego gniazda – jak sobie z tym poradzić?

Będąc w relacji małżeńskiej/partnerskiej jesteśmy nastawieni na realizację konkretnych celów, a jednym z nich może być wychowanie potomstwa. Faza pustego gniazda jest jednym z etapów życia i obejmuje lata wspólnoty małżeńskiej/partnerskiej po usamodzielnieniu się dzieci i ich odejściu z domu rodzinnego, co najczęściej przypada na kryzys wieku średniego.

Jurg Willi w swojej książce „Związek dwojga. Psychoanaliza pary” scharakteryzował ten etap następująco: „Małżonkowie zdobyli już zestaw kanap i wznieśli ołtarz telewizyjny, w planie mają domek jednorodzinny albo go już zbudowali; nie ma więc właściwie żadnego ważnego zewnętrznego celu, dla którego mogliby żyć, który by ich łączył i wzmacniał. (…) Podczas gdy w fazie kształtowania się rodziny i w jej okresie »produkcyjnym« para podejmowała trudy sięgające granic jej możliwości, a oboje partnerzy marzyli o spokoju i odpoczynku, to teraz, gdy ten stan jest osiągalny, pojawia się wielkie uczucie pustki.”

Czy można poradzić sobie z syndromem pustego gniazda? O tym właśnie będzie poniższy artykuł.

Faza pustego gniazda

Faza pustego gniazda rozpoczyna się w momencie kiedy ostatnie z dzieci opuszcza dom rodzinny. Najczęściej przypada to na wiek 50-60 lat partnerów/małżonków.

Opuszczenie domu rodzinnego przez dzieci wywołuje w rodzicach wiele sprzecznych emocji. Z jednej strony pojawia się wolność i ekscytacja, duma. Z drugiej strony ból i poczucie braku, a tym samym pragnienie zatrzymania dziecka przy sobie. Opuszczenie domu przez dzieci jest na ogół trudniejsze dla matek niż dla ojców ze względu na biologiczną stronę macierzyństwa i ilość czasu poświęcanego potomstwu.

Faza pustego gniazda wiąże się z przeżywaniem kryzysu rozwojowego, który wiąże się z:

  • rozstaniem z dziećmi

Kiedy dziecko opuszcza dom rodzinny oznacza to, że rodzice uznają jego autonomię. Dziecko zwiększa dystans fizyczny, ale również ten emocjonalny. W wyniku tego procesu rodzic coraz mniej będzie wiedział co czuje i co przeżywa dziecko. A dziecko powinno się oddalić od tego co przeżywają rodzice i jest to naturalny proces. Bardzo potrzebny, aby doświadczyć własnej autonomii.

  • powrotem do modelu sprzed ich narodzin

Małżeństwo/związek partnerski ponownie na nowo staje się diadą: mąż-żona/partner-partnerka.

  • nauczeniem się funkcjonowania w nowych rolach, m.in. dziadków i teściów

Syndrom pustego gniazda – co to znaczy?

Syndrom pustego gniazda to inaczej kryzys emocjonalny rodziców dzieci, które opuściły dom rodzinny. Najtrudniejsze są pierwsze dni, tygodnie po wyjściu z domu dziecka, co wiąże się z pojawieniem smutku i przygnębienia.

Jeżeli w tym czasie nastąpiły inne ważne zmiany w życiu, np. przejście na emeryturę, rentę pojawia się duża ilość wolnego czasu, z którą nie wiadomo co zrobić. Może to wzbudzać niepokój oraz uczucie osamotnienia. Te różne zmiany powodują zaburzenie dotychczasowego rytmu i trudność z odnalezieniem się w nowej sytuacji. Jest to sytuacja, która może sprzyjać wzmocnieniu lub pogorszeniu więzi między małżonkami/partnerami.

Jak się objawia syndrom pustego gniazda?

  • Zmniejszenie aktywności społecznej małżonków/partnerów

Zaprzestanie aktywności zawodowej i społecznej może nasilić poczucie nieprzydatności.

  • Niejasność roli w fazie opustoszałego domu

Dzieje się tak wówczas kiedy dla kobiety/mężczyzny rola rodzicielska stała się jedyną rolą, na której budowali swoje życie. Rola rodzica nadawała sens ich życiu, nadawała poczucie wartości. Kiedy dzieci już nie ma w domu, pojawiają się pytania: „Kim jestem?”, „Ile znaczę?”, „Czy i komu jestem potrzebna/potrzebny?”. W rodzicach rośnie poczucie osamotnienia, opuszczenia i bycia niepotrzebnym.

  • Zaburzenia depresyjne

Jeżeli w tym czasie partnerzy/małżonkowie o siebie nie zadbają, będą zamykać się w domu, nie znajdą pomysłu na siebie to stan smutku, przygnębienia może przekształcić się w długotrwałą depresję.

  • Uzależnienie od alkoholu

Na tym etapie najczęściej uzależniają się kobiety, co wynika z powodu poczucia osamotnienia, zaburzeń hormonalnych wynikających z menopauzy oraz niekorzystnego bilansu życia.

  • Zachowania autodestrukcyjne, m.in. próby samobójcze

Badania pokazują, że na syndrom pustego gniazda częściej zapadają osoby, których związki partnerskie nie są satysfakcjonujące. Choć nie jest to regułą. Doświadczenie fazy pustego gniazda jest trudne zwłaszcza wtedy, kiedy w relacji są jakieś nierozwiązane konflikty oraz wtedy kiedy rodzina jest spajana przez dziecko. Wówczas małżonkowie mogą stwierdzić, że są dla siebie obcy.

Jak sobie poradzić?

Jak można sobie pomóc? Przede wszystkim:

  • dać sobie prawo i czas do przeżywania emocji;
  • uzyskać zrozumienie i wsparcie ze strony innych bliskich osób;
  • zmieniać swój sposób myślenia na temat tego co się wydarzyło: widzieć w wyprowadzce dzieci szansę na coś nowego, na uzyskanie wolności i niezależności, na możliwość realizowania nowych celów;
  • ustalać nowe, realistyczne reguły interakcji pomiędzy członkami rodziny;
  • poprawiać strategie komunikacji ze współmałżonkiem/partnerem;
  • próbować odnowić relację małżeńską poprzez okazywanie sobie wzajemnego zrozumienia i wsparcia oraz poszukanie wspólnej aktywności jako formy wspólnie spędzanego czasu;
  • poszukać nowego celu w życiu, np. odbycie wymarzonej podróży, zdobycie nowej umiejętności, realizowanie swoich zainteresowań.

Jeżeli pojawiający się kryzys jest trudny do przejścia, a pojawiające się konflikty między współmałżonkami/partnerami są trudne do rozwiązania, przeżywany smutek się pogłębia, wówczas warto poszukać pomocy u profesjonalisty (psychologa lub psychoterapeuty), sugerowanym rozwiązaniem jest zapisanie się na psychoterapię dla rodziców .

Czujesz się bezsilny jako rodzic? Chcesz rozwijać swoje kompetencje rodzicielskie? Skontaktuj się  z Nami.

 

Logo Sensity.pl

Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

Mąż przejawia agresywne zachowanie, a świadkiem tego jest córka. Co robić?

Mąż przejawia agresywne zachowanie, a świadkiem tego jest córka. Co robić?

Witam, ja też mam problem z mężem. Mój mąż jest bardzo nerwowy. Wyprowadzają go z równowagi najmniejsze i głupie rzeczy. Potrafi wpaść w szał – bije siebie, trzaska rzeczami, wali pięściami w ścianę.

Cały czas twierdzi, że nikt go nie rozumie, a ja widzę tylko jego błędy, a nie błędy innych. Mamy córkę i wystarczy, że ona nie posłucha lub nie zrobi czegoś o co ją się poprosi, to on wpada w szał. Nigdy nie zrobił krzywdy ani mi, ani dziecku. Po prostu boje się, że jego zachowanie bardzo źle na nią wpływa, kiedy widzi jego agresje.

Nie wiem, jak mam mu pomóc. Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy, a on się tak nie denerwował.

Odpowiedź psychologa

Pani Agato,

zapoznając się z opisaną przez Panią sytuacją wnioskuję, iż problem nabrał już dużych rozmiarów. Zachowania męża, które Pani opisuje, świadczą o atakach złości i agresji kierowanej na Panią i dziecko.

Kiedy złość przeradza się w agresję?

Złość jest najbardziej „energetyczną” emocją, można nawet ją porównać do ładunku wybuchowego. Jako emocja jest ważna ponieważ mówi, że się z czymś nie zgadzamy. Natomiast forma wyrażania złości, jak rzucanie przedmiotami, uderzanie pięściami w ścianę czy krzyki, mówi już agresji. Konsekwencje agresji wymierzonej wobec Pani i dziecka są poważne: naruszają granice, wprowadzają poczucie braku bezpieczeństwa, uderzają w godność osobistą, wywołują poczucie słabości.

Jak postępować wobec agresywnego zachowania męża?

Wyznaczyć stabilne granice

W momencie szału męża, to co może Pani zrobić dla siebie i dziecka to zdecydowane postawienie granicy – STOP, nie zgadzam się na takie zachowanie. I opuścić pomieszczenie, w którym jest mąż. Warto zapowiedzieć konsekwencje, jakie się pojawią, jeżeli agresywne zachowania nie ustaną. Na przykład w postaci zgłoszenia przemocy domowej do służb porządkowych.

Znaleźć przestrzeń na rozmowę

Moment tak silnych emocji nie jest przestrzenią do rozmowy, natomiast jak sytuacja się ustabilizuje, warto wrócić do tego. Ma Pani prawo powiedzieć, jak się Pani czuje w momencie, kiedy mąż kieruje agresję na Panią. Wspólna rozmowa i próba podjęcia analizy sytuacji pomoże poszukać i nazwać prawdopodobne przyczyny agresywnego zachowania ze strony męża oraz poszukać rozwiązania problemu.

Z opisu, który Pani przesłała nie wiem, jak wygląda Państwa relacja „pomiędzy” wybuchami złości i agresją. Na pewno znaczące byłoby przyjrzenie się, jak radzicie sobie Państwo jako para z różnymi problemami życia codziennego.

Poszukać wsparcia – psychoterapia

Bardzo istotne w rozwiązaniu problemu będzie również analiza Pani zachowań chwilę przed atakiem szału męża – może okazać się, że nawet nieświadomie pewne Pani reakcje, strategie „podsycają” złość u męża. Jeżeli działa się automatycznie, niełatwo jest je dojrzeć samodzielnie. Dlatego też zachęcam Panią do zapisania się na konsultację do psychoterapeuty. W bezpiecznych warunkach będzie mogła Pani poszukać rozwiązań w tej trudnej sytuacji. Trzymam za Panią kciuki.

Skutecznie pomagamy parom i rodzinom pokonywać kryzysy. Skontaktuj się z Nami!

Logo Sensity.pl

Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

Ojciec alkoholik, matka mitomanka, zawistny brat – jak poradzić sobie ze skutkami trudnych relacji rodzinnych?

Jak poradzić sobie z wieloletnim konfliktem w rodzinie?

Chciałabym się poradzić, co mogę zrobić, żeby łatwiej było mi przełknąć skutki wieloletniego tworzenia alternatywnej wersji rzeczywistości przez moją rodzinę. Obecnie mam 47 lat i nie wiedziałam, że od co najmniej 15 lat za moimi plecami mama rozpowiadała na mój temat niestworzone historie, racząc nimi krewnych, sąsiadów i każdego, kto chciał słuchać. Sprawa wyszła na jaw jakieś 10 miesięcy temu, gdy mama zmarła i zaraz napiszę o tym więcej.

Relacje w rodzinie ucierpiały przez alkohol, agresję

Wcześniej o niczym nie wiedziałam, ponieważ mieszkam kilkaset kilometrów od domu rodzinnego. Rodziców rzadko odwiedzałam – głównie ze względu na alkoholizm ojca, jego agresję, ale też przez postawę matki z której jasno wynikało, że ona z tą sytuacją nie ma zamiaru nic robić. Natomiast żąda na tej podstawie atencji i współczucia od całego świata, a ode mnie posłuszeństwa(?), podziwu dla jej „poświęceń” oraz pełnego zaangażowania w różne jej intrygi i kłótnie rodzinne. A że wzruszałam na to wszystko ramionami i żyłam swoim życiem, nie mieszając się w nie swoje sprawy – dorobiłam się miana osoby zimnej, gruboskórnej, chorej psychicznie, bez odrobiny uczuć, wyrodnej córki, itd.

Byłam święcie przekonana, że to już wszystko, co złego może mnie spotkać ze strony własnych rodziców, więc dalej wzruszałam ramionami, czytując sobie do poduszki poradniki o asertywności i z uporem maniaka nie dając się wciągać w trójkąty dramatyczne. I nawet miałam złudne poczucie bezpieczeństwa w tych swoich granicach, które zresztą pękło później jak bańka mydlana. Początkowo wydawało mi się, że skoro ja się od tego trzymam z daleka, to chory i dysfunkcyjny świat sam do mnie nie przyjdzie. Niestety, w pewnym sensie i na jakiejś płaszczyźnie przyszedł nieproszony.

Otóż na pogrzebie matki dowiedziałam się od osób składających mi kondolencje, jaką to wspaniałą osobą była moja mama, ile ona opowiadała o swoich hojnych datkach finansowych na moją rzecz, o luksusowym mieszkaniu zakupionym dla mnie, o drugim, które zapisała mnie i siostrze, bo bratu zapisała jakoby coś innego. I tak w nieskończoność, ku mojemu osłupieniu. A prawda jest taka, że ja żadnych nieruchomości ani znaczących kwot finansowych od rodziców nie dostałam. Oczywiście zdarzało się, że matka wepchnęła mi w rękę 20-30 złotych „na taksówkę”, co jak się później dowiedziałam – też urosło do kwot wielotysięcznych.

Czuję się osamotniona, nie mam wsparcia wśród rodzeństwa

Oczywiście te historyjki jeszcze można byłoby przełknąć i sprostować lub nie, w zależności od rangi znajomości z osobą, która w nie uwierzyła. Jednak na tym nie koniec. Po pogrzebie nasłuchałam się pretensji od brata, jak to ja w życiu miałam lepiej od niego i że coś mu jakoby odebrałam, przy czym nie bardzo wiadomo, z czego go okradłam.

Przedstawiał się jako ten pokrzywdzony, a skrzywdziłam go tym, że zdałam maturę, skończyłam studia, a nawet zrobiłam doktorat, gdy tymczasem on zakończył edukację na technikum. Tyle tylko, że brat jest starszy ode mnie o 8 lat, a o 10 od siostry, i w żaden sposób nie stanęłam mu na drodze do jego sukcesów. Matury w ogóle nie zdał, bo dosyć osobliwie się do niej przygotowywał ze swoją dziewczyną (w negliżu pod nieobecność rodziców). Efekty? Oprócz niezdanej matury również nieplanowana ciąża, szybki ślub, wkrótce po ślubie pobór do wojska oraz inne życiowe „atrakcje”, z którymi w zasadzie należało się liczyć w zaistniałej sytuacji. Tylko co ja mam wspólnego z jego, kolokwialnie mówiąc, głupimi życiowymi wyborami i dlaczego miałabym brać na siebie odpowiedzialność za jego decyzje?

Na samych pretensjach brata oczywiście nie koniec. Niemal pół roku po śmierci matki siostra dowiedziała się od ojca, że brat wymusił aby został wskazany w testamencie jako jedyny spadkobierca i coś tam obiecał w zamian, ale nie wywiązał się. Siostra zażyczyła sobie wglądu w ten dokument (sfotografowała go i przesłała mi) i wynika z tego, że ojciec nie wskazał żadnych warunków na jakich powołuje naszego brata do spadku, zatem ten ostatni mógł jawnie śmiać mu się w nos. Ponieważ testament został sporządzony notarialnie, siostra poradziła ojcu aby poszedł go odwołać, a jeśli chciałby w zamian za spadek opiekę – żeby sporządził inny, w którym byłoby to jasno doprecyzowane.

Nie mogę dogadać się z bratem, który jest wobec mnie agresywny

Niestety, jak przystało na alkoholika, zamiast zrobić tak jak radziła siostra, po jej odwiedzinach ojciec wpadł w ciąg alkoholowy i w dwa dni zapił się na śmierć. To, że pił na umór nie zainteresowało brata, który jako jedyny mieszka w tej samej miejscowości. Ale na tym też nie koniec dramatów. Brat namówił wcześniej ojca, aby wskazał tylko jego jako beneficjenta polisy opiewającej na grubszą kwotę i do pogrzebu nie wiedział o tym, że ja i siostra dowiedziałyśmy się o testamencie i polisie. W trakcie mszy brat przyjął komunię, po czym w tym „uświęconym” stanie zaczął za urną ojca szarpać mnie agresywnie za ubranie, domagając się ode mnie pieniędzy na pokrycie kosztów pogrzebu i przedstawiając siebie jako osobę w niedostatku materialnym, a mnie – jako bogatą, ciągle coś mu dłużną. Do konfrontacji doszło na cmentarzu (w miarę bez zachowań, które rzuciłyby się w oczy pozostałym żałobnikom). Oznajmiłyśmy z siostrą bratu, że wiemy o wszystkim, co wywołało jego dalsze agresywne zachowania i stawianie się w roli ofiary.

Od siostry dowiedziałam się również, że odkąd obroniłam pracę doktorską, matka podjudzała brata przeciw mnie, przedstawiając mnie jako chciwą bogaczkę, która zarabia na państwowej uczelni niemalże miliony(?) i specjalnie ukrywa je przed rodziną, żeby nie dzielić się z bratem, który zresztą po tej niezdanej maturze naprodukował taśmowo kilkoro dzieci i zawsze z tego tytułu był w „niedostatku”. Ponadto usłyszałam, że regularnie matka skarżyła się bratu, że bez przerwy „wyciągam” od niej jakieś ogromne pieniądze na utrzymanie rancza(!?), którego zresztą nigdy nie posiadałam, i że odwiedzam rodziców jedynie w celu tego „wyciągania kasy”. Nawet jeśli rozjaśniło mi to w głowie co do przyczyn zawiści brata, to w niczym nie usprawiedliwiło ani jego zachowania, ani tym bardziej bajeczek matki. Ten pogrzeb odchorowałam kilkudniową gorączką.

Rodzina wyniszczyła mnie emocjonalnie

Nie będę kryła, że jakkolwiek na płaszczyźnie poznawczej, nawet takie wydarzenia jestem w stanie wziąć na klatę i funkcjonować bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, to na płaszczyźnie emocjonalnej to już nie działa w ten sposób. Czuję się w jakiejś sferze oszukana i zdradzona zarówno przez ojca alkoholika, matkę mitomankę jak i brata, na którego określenie nie znajduję żadnego przyzwoicie brzmiącego słowa. Czuję, że sami rozwalili wszelkie podwaliny tego, co mogłoby być fundamentem jakichkolwiek relacji rodzinnych, że to ja zostałam okradziona z jakichś części czy elementów mojego życia.

Nie dramatyzowałabym, że mi je ktoś zmarnował czy pozbawił mnie dzieciństwa. Dzieckiem byłam jak każdy, bo drzwi na łańcuch nikt nie zamykał i w każdej chwili mogłam wyjść z domu, nawet jeśli akurat pijany ojciec demolował mieszkanie, a matka z nastoletnim bratem właśnie się z nim szamotali. Ale z pewnością nie było mi dane zaznać bycia córką matki, bycia córką ojca czy bycia siostrą brata, bo te trzy osoby nigdy nie były dla mnie matką, ojcem czy bratem. Pomijam natomiast bardziej szczegółowe opisy dorastania w rodzinie z problemem alkoholowym, bo sprawa jest tak znana i przewałkowana, że ja nic tu nie wniosę nowego.

Czuję się skrzywdzona przez rodzinę. Dlaczego mnie to spotkało?

Bolą mnie piekielnie wszystkie te historyjki rozpowiadane przez matkę za moimi plecami, niewiadomo w jakim celu. Przez całe życie kierowała do mnie przekaz, niejednokrotnie wyrażany wprost: „ja tam dzieci mieć nie chciałam; nie czuję się zobowiązana; nie przychodź do mnie ze swoimi problemami, radź sobie sama, bo ani pomocy, ani pieniędzy ode mnie nie dostaniesz”. Jak się ma do tego ten „matrix”, którym uczęstowała pół miasta? Dlaczego tyle masek, tyle hipokryzji?

Boli mnie to wszystko do tego stopnia, że hipokryzją są dla mnie również nurty psychologiczne doradzające przebaczenie jako rozwiązanie wszelkich problemów emocjonalnych. Co to znaczy przebaczenie w tym kontekście? Dla mnie przebaczenie to stan, w którym mogę wejść w skórę drugiego człowieka i patrząc na świat z jego perspektywy zrozumieć motywy jego postępowania lub znaleźć jakieś okoliczności łagodzące, które wyjaśnią mi dlaczego ten człowiek sprawił mi przykrość. I z perspektywy tej osoby mogę przyznać jej bodaj częściową rację w danej sprawie.

A w odniesieniu do ojca, matki czy brata nic takiego nie znajduję. Bo czy jest usprawiedliwieniem dla przemocy i braku obecności ojca w moim życiu przez alkoholizm, z którym nic nigdy nie zamierzał robić? Czy jest usprawiedliwieniem dla emocjonalnej obojętności mojej matki, dla zajmowania się wyłącznie budowaniem fałszywego wizerunku siebie to, że wychowywała się na wsi w skromnej sytuacji materialnej, a po ślubie z moim ojcem i przeprowadzce do miasta jej życie nie okazało się telenowelą, której się spodziewała? Czy jest jakimś usprawiedliwieniem, że moje przyjście na świat odebrało starszemu bratu status jedynaka i że on zawsze czuł się pokrzywdzony, co często w dzieciństwie dawał mi do zrozumienia, po prostu mnie bijąc? Dla mnie to są wyjątkowo kiepskie argumenty, które w żaden sposób nie są w stanie ukoić mojego bólu, żalu i gniewu oraz tym podobnych uczuć w całej mnogości ich kwaśno-gorzkich odcieni.

Tak więc od strony emocjonalnej jest mi bardzo ciężko, choć równocześnie jakaś racjonalna część mojej osobowości mówi, że w sumie nic się nie stało, bo to żadna nowość, że źli ludzie czynią złe rzeczy. Na to odpowiada ta część emocjonalna, że ona protestuje i nie daje swojej zgody i przyzwolenia na taki kształt świata i na istnienie takich potworków emocjonalnych jak ta moja niby „rodzina”. Po czym ja, patrząc na to z obu perspektyw naraz, czuję ogromny ból istnienia, bo na najgłębszym poziomie siebie samej wiem, że obie te części mają rację i że przedstawiają mi swoje prawdy, a prawda jako taka jest błogosławieństwem od Boga. I tak w kółko w klimacie refleksyjno-filozoficznym odkrywam rozmaite dysonanse poznawcze, które ciągle mnie uwierają i nie dają mi spokoju. Więc jakkolwiek czuję się szczodrze obdarowana Bożym błogosławieństwem pod postacią owocu poznania dobra i zła, to dużo łatwiej by mi się żyło w błogiej nieświadomości wielkich prawd życiowych. I tym samym powróciłam właśnie do tej racjonalnej części siebie, która rozpoczęła pisanie, dopuszczając jednak do głosu również część emocjonalną.

Odpowiedź psychologa

Pani Joanna,

po pierwsze czytając Pani list czułem się poruszony i wzruszony losami Pani jako dziecka w tej trudnej historii. Jednocześnie upatruje w tych przeżyciach Pani determinacji i siły w radzeniu sobie z niełatwymi, prawdopodobnie bardzo dramatycznymi sytuacjami i siłą rzeczy zawiłymi relacjami rodzinnymi.

Widzę ogromną chęć i potrzebę uwolnienia się od trudnych relacji i emocji, jakie ze sobą niosły Pani losy oraz pewną niemoc pomimo naprawdę heroicznych wysiłków z Pani strony. Widzę, że w dużej mierze przez lata pomagało Pani pogłębianie swojej wiedzy i samoświadomości na tyle na ile każdy z nas może to próbować robić. Jednocześnie wielka siła odpychania i przyciągania w Pani historii względem rodziny jest odczuwalna – widać tutaj ciągłą walkę pomiędzy tym co racjonalne i tak trudne emocjonalne.

Skrzywdzone dziecko – czy można poradzić sobie z trudną relacją rodzinną?

Widzę, że próbowała Pani utrzymać dystans od tego co trudne oraz raniące i budować granice, wymykać się spod wpływu i opresji jakie niosły ze sobą raniące Panią kontakty z bliskimi. I prawie się udało… Wydaje mi się, że rzeczywiście w tej niemalże desperackiej próbie utrzymania bezpieczeństwa i spokoju ducha musiała się Pani chronić. Żeby nie dać się krzywdzić, trzeba poniekąd się utwardzić i obudować siłą oraz emocjonalnie odizolować – to często jedyne co dziecko może zrobić, żeby nie doświadczać krzywdy.

I tutaj pojawia się problem natury psychologicznej. Starając się chronić to wewnętrzne skrzywdzone dziecko, poniekąd próbując być silnym i doroślejszym, pozostawia się je w poczuciu wielkiej krzywdy. Ta krzywda staje się ciężarem na tyle dużym, że może utrudniać przejść przez życie w poczuciu bezpieczeństwa, bo przecież przez cały czas muszę mieć poczucie kontroli nad tym ciężarem, żeby mnie nie przygniótł. Więc staram się rzeczywiście być silną i sprawczą osobą, która sobie radzi pomimo bólu i cierpienia jakiego doświadcza. Inni też tak zaczynają mnie postrzegać, więc nie mają powodu do „litości” i współczucia. Na pewno nie widzą tam skrzywdzonego dziecka. A paradoksalnie to czego potrzebuję to zaopiekowania się emocjami skrzywdzonego dziecka. To jest źródło spokoju i bezpieczeństwa.

Inni widzą silną radzącą sobie osobę, która nie wymaga wsparcia. Pytanie: czy ja chcę żeby rzeczywiście mnie taką osobą widzieli? Przecież może nie potrzebuję tak bardzo uznania w ich oczach…., a może jednak tak? Bo to może stanowi jakąś rekompensatę za poniesione szkody i krzywdy. Poczucie bycia silną i radzącą sobie w oczach tych ludzi, którzy są/byli przyczynkiem moich krzywd.

Konsekwencją takiego sposobu przeżywania relacji jest ciągłe poczucie bycia krzywdzoną, weryfikowaną w swojej sile i poczuciu pewności. A to nie daje poczucia bezpieczeństwa. Czasami odpowiedzią jest zerwanie więzi i przeżycie poczucia straty, po tym czego tak naprawdę nigdy nie mieliśmy – spokojnego dzieciństwa i pozytywnych relacji z bliskimi. Czasami pomaga oddanie odpowiedzialności za relacje bliskim uznając swoje prawo do posiadania tylko tych dla nas pozytywnych. Może to nie my musimy zabiegać o utrzymanie poprawnych relacji z bliskimi, niech oni o to zadbają, jeśli im zależy.

Może się pojawi przestrzeń na „przepraszam”. Czasami bardzo trudno jest też przebaczyć bliskim, którzy nas skrzywdzili. Wydaje mi się, że przebaczenie, czasami symboliczne, przede wszystkim powinno być gestem, który ma zdejmować z nas poczucie krzywdy, a nie być prezentem adresowanym do kogoś, kto nadużył naszego bezpieczeństwa.

Pomoc psychoterapeuty

Kiedy funkcjonujemy w odniesieniu do krzywd jakich doświadczyliśmy też dźwigamy ze sobą ciężar, który nakazuje nam być czujnym i nieufnym, a to często za dużo jak na jednego człowieka. W odniesieniu do konfliktu i dysonansu jaki Pani przeżywa mogę zachęcić do podjęcia psychoterapii. Tak aby Pani mogła z pomocą i w towarzystwie psychoterapeuty, przejść drogę w poszukiwaniu zranionego dziecka, którym Pani może się zaopiekować. Bo to dziecko na to właśnie zasługuje i czeka, aż ktoś je emocjonalnie przytuli. Życzę odwagi i determinacji w dążeniu do tego właśnie poczucia bezpieczeństwa, które niech symbolizuje zaopiekowane dziecko.

Potrzebujesz pomocy psychoterapeuty? Poznaj nasz zespół.

Kacper Fic - psycholog, psychoterapeuta
Specjalizuje się w terapii zaburzeń lękowych i zaburzeń nastroju, z uwzględnieniem ich w przebiegu zaburzeń osobowości. Pomaga w rozwiązywaniu problemów związanych ze stresem w pracy i wypaleniem zawodowym. Pracuje też z osobami mającymi trudność z budowaniem i utrzymaniem bliskich relacji. Czytaj więcej…
Jacy są toksyczni rodzice?

Jacy są toksyczni rodzice?

Toksyczni rodzice. W ostatnich latach te dwa słowa stały się bardzo popularne. Bardzo często zdarza się, że ludzie po rodzinnej kłótni, w ten sposób opisują własne relacje z matką lub ojcem. Ale czy to, że kłócę się z rodzicem lub moje dziecko kłóci się ze mną to znaczy, że jestem toksycznym rodzicem? Toksycznym czy raczej trudnym? Trudny rodzic nie oznacza, że rodzic jest toksyczny. Jakie postępowanie świadczy o tym, że rodzic przejawia toksyczne zachowania? Odpowiedź znajdziesz w artykule.

Toksyczne rodzicielstwo, czyli jakie?

Toksyczne rodzicielstwo bardzo często kojarzy się z rodzinami patologicznymi, gdzie obecny jest alkohol, narkotyki lub przemoc. Rodzina patologiczna to inaczej rodzina dysfunkcyjna. A dysfunkcyjne bywają rodziny zupełnie „normalne” czyli zwyczajne, podobne do naszych. Toksyczne rodzicielstwo wcale nie wyklucza miłości do dziecka.

Toksyczny znaczy trujący. W kontekście rodzicielstwa czy relacji w ogóle znaczy, że ktoś wywiera negatywny wpływ na czyjąś psychikę.

To co niszczy relację rodzica z dzieckiem to wszelkiego rodzaju uzależnienia rodzica, to przemoc fizyczna i psychiczna, to nadużycia seksualne.

Toksyczne rodzicielstwo – rodzaje

Pia Mellody w książce „Toksyczne związki” (2019) wyróżnia kilka rodzajów toksycznego rodzicielstwa.

Rodzicielstwo nadopiekuńcze – takie dzieci są chowane w cieplarnianych warunkach i są „omotane” przez nadopiekuńczych rodziców. Rodzice są ciągle obecni przy dziecku, wyręczają je we wszystkim niezależnie od wieku, nie pozwalają na popełnianie błędów. To tak zwane „rodzicielstwo helikopterowe”. Dziecko „omotane” przez rodzica nie może dorosnąć i wciąż nie potrafi ukroić sobie przysłowiowej kromki chleba.

Na przeciwległym biegunie są dzieci wychowywane „przy okazji”, zostawione samym sobie. Powody takiego wychowywania mogą być bardzo różne (rodzice mogą być pracoholikami lub nie planowali dzieci i nie są w stanie ich zaakceptować), ale efekt jest zawsze podobny. Dziecko nie czuje się kochane, ważne, potrzebne, co jest fundamentem prawidłowego rozwoju.

Pia Mellody mówi jeszcze o jednym rodzaju dysfunkcyjnego traktowania, kiedy rodzic całkowicie ignoruje potrzeby dziecka. Toksyczna jest również relacja kiedy dziecko staje się powiernikiem rodzicielskich sekretów, porażek, frustracji. Mówimy wówczas o odwróceniu ról i naruszeniu funkcjonalności rodziny.

Jacy są toksyczni rodzice?

  1. Toksyczny rodzic stosuje przemoc fizyczną i/lub psychiczną, stwarza atmosferę pełną lęku i niepewności.
  2. Toksyczny rodzic przerzuca odpowiedzialność za swoje samopoczucie na dziecko.
  3. Dla toksycznego rodzica w centrum zainteresowania jest on sam, uczucia i potrzeby dziecka są na dalszym planie. Uważa, że dziecko świadczy o nim, dlatego pragnie, aby odnosiło sukcesy. Jednak rodzic nie chce, aby dziecko przyćmiło jego zalety i osiągnięcia (co wynika z zazdrości o dziecko).
  4. Toksyczny rodzic nie daje wsparcia ani bezpieczeństwa. Dziecko nigdy nie wie jak zachowa się rodzic, którego reakcje są nieprzewidywalne. Raz jest zadowolony, innym razem jest posępny i milczy. Raz jest gotowy do pomocy, innym razem odwraca się do ciebie plecami i mówi „Sam jesteś sobie winny”.
  5. Toksyczny rodzic daje komunikat, że dziecko musi zasłużyć na jego uznanie. Dziecko może wzrastać w przeświadczeniu, że jest niewystarczająco dobre.
  6. Często bagatelizuje, wyśmiewa lub ignoruje potrzeby dziecka, nie jest nim zainteresowane. Wysyła sprzeczne komunikaty, manipuluje dzieckiem, aby zwątpiło w swój osąd sytuacji i samego siebie.
  7. Toksyczny rodzic sam siebie stawia jako ofiarę nieposłuszeństwa czy trudnego zachowania dziecka, często włączając w to osoby postronne. Daje komunikaty: „Jak możesz mnie tak traktować po tym, co dla ciebie zrobiłem?”, „Byłoby lepiej, gdybyś się nie urodził.”
  8. Stosuje wobec dziecka szantaż emocjonalny, chce kontrolować jego życie nawet jak już jest dorosłe.
  9. Toksyczni rodzice to najczęściej osoby, które mają zaburzone poczucie wartości co wynika z tego, że sami mieli toksycznych rodziców. Toksyczne relacje rodzą schematy, które rządzą naszym życiem i bardzo ciężko je przełamać. Zwłaszcza wtedy kiedy nie uświadamiamy sobie, że czynimy źle.

Co robić, kiedy mierzymy się z toksycznymi relacjami?

Jeżeli u kogoś zauważamy cechy toksycznego rodzicielstwa, możemy z nim porozmawiać, wytłumaczyć, pokazać że można działać inaczej. Jeżeli dotyczy to naszego rodzica, a proponowane rozwiązania czy podjęty dialog nie przynosi rezultatu, należy się odciąć od tej relacji, aby chronić przede wszystkim siebie i swoje dzieci. I samemu rozważyć własną psychoterapię, ponieważ toksyczne zachowania możemy nieświadomie przenosić na własne potomstwo.

Toksyczne relacje w rodzinie – więcej informacji

W celu poszerzenia wiedzy na temat toksycznych relacji w rodzinie, zachęcam do zapoznania się z pozostałymi artykułami o tej tematyce:

Pomagamy uzdrowić zniekształcone, toksyczne relacje. Skorzystaj z konsultacji online!

Logo Sensity.pl

Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

Źle się czuję w rodzinie męża

Źle się czuję w rodzinie męża.Teściowie są do mnie niechętnie nastawieni a mąż zawsze przedstawia mnie w złym świetle. Czy to normalne?

Jesteśmy z mężem 18 lat po ślubie. Mamy 3 dzieci. Od początku czułam, że rodzina mojego męża jest do mnie niechętnie nastawiona. Do dziś nie wiem dlaczego. Nie lubię do nich jeździć. Strasznie się wtedy denerwuję. Z wnukami też się nigdy nie bawili. Nie jeżdżą również do wnuków, tylko czekają, aż wnuki przyjadą do nich. Mają pretensje, że wnuki do nich nie jeżdżą. Faktycznie mało tam przyjeżdżam i moje dzieci również. Wynika to stąd, że czuję się źle u teściów a dziećmi i tak nikt się nie zajmuje. Obserwują dzieci i widzą tylko ich wady. Moje dzieci mają 12 lat, 4 i 2 latka.

Mąż ma jednak do mnie pretensje, że tak to wszystko wygląda. Oprócz tego rozmawia o naszych wszystkich sprawach rodzinnych ze swoją siostrą, co mi się od zawsze nie podobało. Przed swoją rodziną przedstawia mnie zawsze w złym świetle, ukrywając przy tym swoje wady. Zauważyłam, że mąż woli, aby jego rodzice czepiali się mnie a nie jego. I wszystko co złe jest moją winą. Zauważyłam, że swoją rodzinę stawia na pierwszym miejscu i bardziej chce ich zadowolić. Czy to normalne? Nie wiem co o tym sądzić. Mam już tego dosyć.

Odpowiedź psychologa

Pani Justyno,

w przesłanym pytaniu napisała Pani o tym, że nie została zaakceptowana przez rodzinę męża i brakuje Pani lojalności z jego strony. Rozumiem także, że bardzo trudno jest przyjąć krytykę dotyczącą dzieci ze strony rodziny męża.

Czytając to, co Pani przesłała, uważam, że warto przemyśleć kwestię skorzystania z pomocy i terapii małżeńskiej. Do tej pory nie udało się Państwu wypracować wspólnego stanowiska, dojść do kompromisu czy znaleźć satysfakcjonującego rozwiązania, a jesteście Państwo małżeństwem z długoletnim stażem. Myślę, że warto porozmawiać przy pomocy terapeuty o relacjach panujących w rodzinie i powodach, dla których nie czuje się Pani swobodnie. Boli Panią to, że mąż o Państwa sprawach rodzinnych rozmawia z siostrą. Napisała Pani także o tym, że jest obwiniana o wszystkie przykre wydarzenia. Trudno będzie Państwu samodzielnie się z tym uporać. Sądzę, że warto podjąć próbę polepszenia nie tylko relacji małżeńskich, ale także relacji całej rodziny.

Skutecznie pomagamy rozwiązać problemy rodzinne. Skontaktuj się z Nami.

Logo Sensity.pl

Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

Brak samodzielności u dorosłych dzieci, czyli o problemie rodziców "niedojrzałych dzieci 30+"

Brak samodzielności u dorosłych dzieci, czyli o problemie rodziców “niedojrzałych dzieci 30+”

Problem 30-letnich niesamodzielnych dzieci staje się coraz bardziej powszechny. Brak samodzielności może przybierać różne formy. Wspólne mieszkanie z rodzicami, brak pracy, nie partycypowanie we wspólnych wydatkach, pożyczanie pieniędzy czy brak umiejętności w podejmowaniu decyzji. Jechać na urlop nad morze czy w góry? Jaką sukienkę wybrać na randkę? Poprosić o podwyżkę w pracy? Dorosłe dzieci rozmawiają z rodzicami, pytają się o radę, zastanawiają i wciąż zmieniają zdanie, nie mogąc podjąć decyzji.

Dziecko nie jest w stanie wydorośleć

Pierwotnie dziecko jest całkowicie związane z matką. Wraz z narodzinami rozpoczyna się proces separacji fizycznej oraz psychicznej, co jest rozłożone w czasie. Dziecko ma się przekształcić w autonomiczną, niezależną i samodzielną osobę.

W prawidłowym procesie separacji dziecko stopniowo oddziela się od matki. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu proces separacji jest zaburzony, wówczas pomiędzy matką a dzieckiem utrzymuje się pierwotna więź. Dziecko nie jest w stanie wydorośleć. Co utrudnia proces separacji? Przede wszystkim wysoki poziom lęku matki, uwarunkowany jej własnymi doświadczeniami. Ale również problemy w trakcie ciąży i porodu, brak właściwej relacji pomiędzy matką a jej partnerem, postawa ojca.

Nadopiekuńczość rodziców

To, że dorośli ludzie mają tak duże problemy w samodzielnym decydowaniu o swoim życiu, wynika z niskiego poczucia własnej wartości, braku wiary i pewności siebie. Źródeł należy szukać w nadopiekuńczej postawie rodziców.

Wielu rodziców wyręcza swoje dzieci w sytuacjach, w których same mogłyby sobie poradzić, np. rodzic odbiera dziecko ze szkoły, a w drodze powrotnej niesie za niego plecak; rodzic karmi swoje 7-letnie dziecko; rodzic zawiązuje buty swojemu 10-letniemu dziecku. Wydawać by się mogło, że taka troska o dziecko jest potrzebna i zdrowa, jednak jest to zjawisko równie niepokojące jak zaniedbywanie dziecka.

Nadopiekuńczość związana jest z brakiem zdrowych i jasnych granic u osoby dorosłej. Matki, które nadmiernie opiekują się dziećmi, same zazwyczaj wywodzą się z rodzin, w których nie było jasnych granic, gdzie nie można było określić własnego terytorium. Nadopiekuńczość może również wynikać z własnych doświadczeń w rodzinie pochodzenia. Przykładowo jedno z rodziców zmarło, wówczas jedno z dzieci musiało wziąć odpowiedzialność za rodzinę.

W nadopiekuńczym stylu wychowania dorośli nadmiernie kontrolują dziecko i manipulują nim. Ta postawa daje rodzicom poczucie siły i władzy nad dzieckiem, z czego czerpią satysfakcję. Nadopiekuńczy rodzic przekazuje dziecku informację: „świat jest niebezpieczny”, „nie poradzisz sobie beze mnie”. Taki przekaz buduje w dziecku przekonanie, że potrzebuje innych, by móc żyć.

Nadopiekuńczy styl wychowania prowadzi do tego, że dziecko opóźnia się w rozwoju emocjonalnym oraz społecznym. W wieku dojrzewania może czuć lęk, niepewność. Dziecko będzie bało się wchodzić w otwarte relacje z rówieśnikami, zaś jako dorosły może doświadczać ataków paniki.

Niesamodzielne dorosłe dzieci – „Ja wszystko za ciebie zrobię!”

Co utrudnia jeszcze usamodzielnianie się dziecka? Lęk rodziców oraz pośpiech. Często wyręczamy dziecko, bo zrobimy to szybciej, bo dziecko zrobi coś źle lub się pobrudzi, itd. Wyręczanie dziecka może być podszyte komunikatem „są ważniejsze rzeczy do zrobienia” , tzn. nauka, zdane egzaminy. Takie sprawy jak samodzielne pójście do sklepu czy do szkoły, przestają być istotne. A przecież samodzielne wyjścia i samodzielne załatwianie spraw to nauka odpowiedzialności! To umiejętności nawiązywania kontaktu z drugim człowiekiem, nauka proszenia o pomoc, to nauka samodzielnego rozwiązywania problemów. A są to bardzo ważne społeczne kompetencje.

Jeśli rodzic trzyma dziecko pod kloszem wówczas sprawia, że dziecko zaczyna postrzegać świat jako niebezpieczny. Takie dziecko będzie stopniowo wycofywać się z różnych rzeczy. Jeżeli rodzic wyręcza dziecko, bo uważa, że zrobi to lepiej lub szybciej, to dziecko ma poczucie, że nie umie tego zrobić i sobie z tym nie poradzi. W pewnym momencie dziecko wchodzi w wiek adolescencji, kiedy chce się już od rodzica uniezależnić i nie umie tego zrobić.

Dorosłe dzieci uzależnione od rodziców

Skutki takich postaw rodzicielskich oddziałują na wiele postaw i zachowań dorosłych ludzi. Trzymając dziecko pod kloszem, rodzice nie chronią swojego dziecka, tylko je krzywdzą. Zabierają dziecku szansę na dorastanie, na konfrontowanie się ze swoimi emocjami, na podejmowanie własnych wyborów, choć czasami niewłaściwych. Jeżeli rodzice nie dają takiej szansy, wówczas uczą dziecko, że nie ma rzeczy, których mama i tata nie zrobią dla niego.

Osoby nie potrafiące żyć samodzielnie, własnym życiem i podejmować za siebie odpowiedzialności, prezentują pewne cechy osobowości zależnej. Główną cechą tej osobowości jest utrwalona i nadmierna potrzeba doznawania opieki. Związane jest z tym zjawisko „wyuczonej bezradności”.

Mimo dorosłego wieku ludzie w podejmowaniu decyzji nadal kierują się przede wszystkim lojalnością wobec rodziców. To zaś w konsekwencji często uniemożliwia stworzenie im dojrzałej relacji partnerskiej.

Problemy z dorosłymi dziećmi – duże dzieci, duży kłopot

Jeśli w domu dziecko 30+ nie pracuje, nie studiuje, to trzeba sprawdzić czy nic nie wskazuje na depresję lub czy nie ma objawów jakiegoś uzależnienia. Jeżeli tak, to warto udać się do specjalisty uzależnień lub poradzić się psychologa.

Na pewno nie wolno przymykać oczu na takie zachowania, które zagrażają życiu, zdrowiu lub bezpieczeństwu dorosłemu dziecku lub komuś z jego otoczenia. Czasami może się to wiązać z koniecznością wezwania policji. Już na pierwsze niepokojące sygnały trzeba reagować!

Bardzo ważne jest, aby rodzice, którzy mierzą się z niedojrzałością swoich dorosłych dzieci, mówili o tym innym i szukali sojuszników. Tym sojusznikiem może być psycholog lub psychiatra.

Skutecznie pomagamy rozwiązywać problemy rodzinne. Skontaktuj się z Nami!

Logo Sensity.pl

Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

Konflikt dorosłych dzieci z rodzicami - szacunek a mentalne niewolnictwo

Konflikt dorosłych dzieci z rodzicami – szacunek a mentalne niewolnictwo

Według definicji słownika języka polskiego, szacunek to rodzaj postawy wobec osób uważanych za godnych uznania i wartościowych. Szacunek do kogokolwiek nie może więc wypływać ze strachu przed konsekwencjami. Według tej definicji obdarzamy kogoś szacunkiem, bo taką mamy refleksję i wolę. Szanujemy kogoś bo realnie chcemy, a nie dlatego, że ktoś tego od nas oczekuje lub nas do tego zmusza.

Wychowanie – warunkowe zasługiwanie na akceptację, czyli miłość warunkowa

W procesie wychowania – które jest przecież swoistym rodzajem nauki – możemy się dowiedzieć, np.: co powinniśmy robić, aby rodzice byli z nas zadowoleni. W pewnym sensie to naturalne, że dziecko dąży do zaspokojenia oczekiwań rodzica. Dla dziecka rodzic jest przecież najważniejszą istotą we wszechświecie.

Naturalne jest też to, że rodzic ma prawo mieć pewne oczekiwania wobec dzieci, bo to przecież rozwojowe. Jednak rodzice często stawiają dziecku poprzeczkę zbyt wysoko – mają zbyt wygórowane oczekiwania. Taki styl wychowania, nie pozwala dziecku wyjść z poczucia powinności wykonywania różnych działań wobec rodzica.

Rodzice mają własne przekonania na temat świata i relacji, które w sposób świadomy lub nie, implementują dziecku. Jednak wiele z tych wzorców funkcjonowania nie jest adaptacyjnych. Nierzadko kryją się za nimi zniekształcenia w sposobie postrzegania świata i relacji międzyludzkich. Jednym z częściej występujących zniekształceń jest przerzucanie na dziecko własnej wersji postępowania, tak aby zasługiwać na uznanie świata, innych ludzi. Przykładowo: muszę wykonywać szereg zadań na tyle dobrze, aby inni ludzie mnie lubili lub akceptowali. Wobec czego zdarza się tak, że tymi właśnie ludźmi są rodzice. Wówczas, relacja, która buduje się między rodzicami a dzieckiem przybiera formę warunkowego zasługiwania na akceptację, czyli miłości warunkowej.

Delegacja po akceptację

Kiedyś bywało tak, że z założenia, np.: najmłodsze dziecko w rodzinie dostawało w spadku „misję” zaopiekowania się rodzicami. W dzisiejszych czasach ciągle się to zdarza. Chociażby ze względu na osobowość i specyfikę rodzica, ale też jego doświadczeń. Rodzic może na przykład być osobą lękową. Z tego względu będzie zakładał, że w pewnym wieku sam sobie nie poradzi i będzie potrzebować opieki dziecka, by móc dalej funkcjonować.

Myślenie na zasadzie: „jeśli spełnisz określone warunki (zadania) to masz moje zadowolenie” uczy, że jeśli nie wykonam poleceń/próśb rodzica, to mogę liczyć na jego dezaprobatę i niezadowolenie.

W ten sposób kształtuje się silna zależność relacyjna, czyli nie będę czuł się dobrze jeśli osoba dla mnie najważniejsza nie będzie czuła się dobrze w pierwszej kolejności. Później może się to przełożyć na relacje z innymi ludźmi. Jednak najbardziej zależni czujemy się wobec rodzica, który tą zależność w nas kształtuje. Od tego, czy rodzic dostaje to, czego oczekuje jest zależny nasz stan emocjonalny.

Redukcja napięcia, budowanie poczucia bezpieczeństwa

W życiu możemy doświadczyć różnych trudnych sytuacji, które mogą wywierać na nas bardzo silny wpływ. Mogą odcisnąć tak duże piętno, że w pewnym sensie stajemy się ich niewolnikami, ale też niewolnikami relacji, których doświadczyliśmy.

Dziecko powiernikiem problemów dorosłych

Wyobraźmy sobie sytuację, w której jako dzieci pełnimy rolę powiernika problemów dorosłych. Niech przykładem będzie rodzina, w której jest jeden syn i rodzice. Ojciec często jest nieobecny w domu, a jak wraca po pracy to jest nieobecny mentalnie – bo jest zmęczony. Czasami przerzuca swoją frustrację na żonę i dziecko. Czasami też upija się i jest głośny, wulgarny.

Zlękniona i sfrustrowana matka dużo rozmawia z synem o tym, jak ma w życiu z ojcem ciężko. Zdarzało się jej też wypłakiwać swoją bezradność.

Syn może nauczyć się tego, że jego matka sobie bez niego nie poradzi. Tylko on może jej zagwarantować wsparcie, spokój i bezpieczeństwo. Tym sposobem, sam będzie dbał o swój spokój – redukcję napięcia psychicznego (lęku o jej zdrowie, samopoczucie, ogólny dobrostan). Taki schemat niejako nie pozwoli mu odczuwać spokoju bez sprawdzania, czy i jak radzi sobie jego matka.

Strach przed krzywdą to nie szacunek

W rodzinach, w których dziecko doświadcza przemocy ze strony obojga rodziców może się ono nauczyć, że wręcz musi spełniać oczekiwania, inaczej poniesie srogą karę. Doświadczy wówczas cierpienia psychicznego i/lub fizycznego. Doświadczenie takie jest bardzo trudne, bo rzeczywiście przysparza bólu trudnego do przejścia, ale też kształtuje samoocenę i buduje zniekształconą wersję poczucia własnej wartości dziecka-ofiary.

W nieświadomym/momentami w świadomym umyśle tak poranionego człowieka, pojawia się refleksja, że jeśli najbliższe osoby źle mnie traktują i mocno mnie krytykują, to jakim cudem inni mogą o mnie myśleć i postępować ze mną lepiej. Rodzice stają się jedynym zwierciadłem i punktem odniesienia swoich działań w rozpaczliwym dążeniu dziecka do uzyskania ich aprobaty lub unikania takiego zachowania, które będzie się mogło wiązać z ich niezadowoleniem. W efekcie nawet dorosły człowiek będzie miał tendencje do ciągłego weryfikowania swojej postawy życiowej wobec nich.

Na drodze ku wolności

Bardzo często zdarza się, że jeśli doświadczyliśmy funkcjonowania w jakiejś specyficznej rzeczywistości relacyjnej i emocjonalnej, nie dostrzegamy tego, że można żyć inaczej. Czasami będąc dzieckiem dopada nas smutek lub wstyd, bo momentami dostrzegamy, że w innych rodzinach jest inaczej.

Najczęściej wtedy też działają różne procesy – w tym mechanizmy obronne – które na poziomie przetwarzania informacji (w doświadczeniu różnych trudności) pozwalają nam nauczyć się unikać, wypierać lub rekompensować sobie negatywne emocje. Czasami takie procesy dotyczą obszaru myślenia i odczuwania, ale też różnego zachowania, które pozwala odcinać się od cierpienia psychicznego.

Dlatego z czasem, pomimo doświadczania dużych trudności w życiu dorosłym, nie potrafimy połączyć doświadczeń z obecnym naszym funkcjonowaniem. Pozornie jesteśmy dorosłymi ludźmi, ale ciągle przecież dziećmi swoich rodziców i nadal w poczuciu konieczności spełniania jakiś oczekiwań napływających z ich strony. Nie potrafimy odciąć pępowiny, bo to rola człowieka dorosłego, a nie dziecka.

By móc się uwolnić trzeba jeszcze spróbować dorosnąć – dojrzeć na poziomie emocjonalnym, zdać sobie sprawę z toksyczności relacji jakie nas łączą z rodzicem. Uznać tą relację za szkodliwą dla nas i przejść przez poczucie straty pozytywnej relacji z rodzicami, której to czasami mogliśmy nigdy nie doświadczyć.

Proces ten może być trudny i czasochłonny. Ale zasada w działaniu na drodze ku wolności jest taka sama. Żeby opuścić więzienie należy najpierw przejść proces resocjalizacji i nauczyć się żyć na wolności. Podobnie jak w poczucia bycia niewolnikiem jakiejś relacji.

Wolność to swoboda i poczucie bezpieczeństwa, które możemy budować w oparciu o swoje umiejętności, potrzeby. Do tego może być pomocna lub konieczna psychoterapia.

Pomagamy uzdrowić zniekształcone, toksyczne relacje rodzinne. Skontaktuj się z Nami!

Kacper Fic - psycholog, psychoterapeuta
Specjalizuje się w terapii zaburzeń lękowych i zaburzeń nastroju, z uwzględnieniem ich w przebiegu zaburzeń osobowości. Pomaga w rozwiązywaniu problemów związanych ze stresem w pracy i wypaleniem zawodowym. Pracuje też z osobami mającymi trudność z budowaniem i utrzymaniem bliskich relacji. Czytaj więcej…
Toksyczna mama - kocham ją i nienawidzę. Czy odzyskam kontrolę nad własnym życiem?

Toksyczna mama – kocham ją i nienawidzę. Czy odzyskam kontrolę nad własnym życiem?

Trudne relacje córki z mamą

Mam 24 lata. Nadal jeszcze mieszkam z matką. Nie byłam świętym dzieckiem. Często krzyczałam i pyskowałam. Poza tym, chyba nie sprawiałam wielkich problemów. Byłam posłuszna, zawsze chciałam robić tak, żeby zyskać aprobatę mamy. Dobrze się uczyłam, nie włóczyłam się wieczorami, nie piłam, nie paliłam, nauczyciele się nie skarżyli. Jedynie to, że byłam i niestety nadal jestem trochę porywcza.

Mama była i jest, według mnie, bardzo nadopiekuńcza. Mieszkaliśmy w malutkiej miejscowości. Wszyscy mogli przechodzić przez „główną drogę”, a ja dopiero jak skończyłam 13 lat. Wszyscy mogli jeździć rowerami po całej miejscowości, ja miałam ściśle wyznaczone gdzie (do 18 lat tak było, potem przestałam jeździć bo mi było wstyd). Jeszcze jak miałam te 18 lat, mama wynosiła mi rower z piwnicy i nie zgadzała się, abym sama to robiła.

Mając 14 lat chciałam raz pójść z koleżanką na targ po torebkę. Mama się nie zgodziła, bo mógłby mnie tam potrącić samochód.

Jak wracałam z przygotowań do bierzmowania około godz. 19 i było już ciemno, to mama czekała na mnie nieopodal, żebym nie chodziła po ciemku. Do domu było dosłownie 350 metrów.

Mając 18 lat chciałam pójść na ognisko z koleżankami, na działkę jednej z nich, ok. 2 km od domu. Mama się nie zgodziła, bo będzie ciemno i jak wtedy wrócę do domu.

Mając 19 lat, nie zgodziła się żebym była wolontariuszem Szlachetnej Paczki, bo ktoś mnie może skrzywdzić. Potem przeprowadziliśmy się do Krakowa. Miałam 21 lat, kiedy mama nie pozwoliła mi zostać wolontariuszem na ŚDM, bo to zbyt niebezpieczne.

Rok temu chciałam pójść na grilla do koleżanki. Oczywiście musiałam prosić o pozwolenie. Pytania mamy: czy tam jest bezpiecznie, kto tam będzie, czy będzie alkohol. Mogłam zostać do godz. 21 i to dlatego, że powiedziałam, że będę wracać z koleżanką.

Do domu nadal wracam najpóźniej o 21, bo mama tak chce. Robię wszystko tak jak chce matka. Niedawno powiedziałam, że będę o 20:30, a potem napisałam smsa, że będę o 21 bo muszę coś załatwić. Najpierw zadzwoniła, a że nie odebrałam to napisała smsa, że albo powiem o co chodzi, albo dzwoni na policję.

Czasem jak się kłócimy to mówię, że chcę się wyprowadzić, że mam dość, żeby mi dała spokój. Wiem, że to źle, że nie powinnam, za wszystko tyle razy przepraszam.

Ubezwłasnowolnienie w relacji matka – córka

Moja matka mówi, że zrujnowałam jej życie i zdrowie, że zabrałam jej całą radość i nadzieję, że jest trupem i że ja ją zabiłam. Mówi, że ona wszystko mi poświęciła. Swoje życie złożyła na ołtarzu macierzyństwa i że zmarnowała czas, bo niczego się nie nauczyłam. Jest mną rozczarowana. Nazywa mnie upadłym aniołem i mówi, że na moim miejscu nie spojrzałaby w lustro, że nie jestem warta nawet tego, żeby mnie uderzyć bo to i tak nic nie da. Mówi, że przez mnie zachoruje na depresję albo schizofrenię.

Matka miała problemy z sercem na tle nerwowym i czasem jej to wraca jak się zdenerwuje. Mówi, że umrze i będę wtedy szczęśliwa. Ja wiem, że czasem krzyczę i mówię to co pisałam wyżej, ale zawsze staram się dostosowywać do niej.

Ale jest też druga strona. Mama potrafi być miła, poświęcić się, świętuje sukcesy moje i brata, robi niespodzianki. Wierzę, że nas kocha. Jednak dla mnie tej miłości jest za dużo, mnie to przytłacza. Raz to powiedziałam i żałuję.

Widzimy się codziennie a mimo to matka ma pretensje, że w ciągu dnia do niej nie dzwonię ani nie piszę, że mnie nie obchodzi czy ona jeszcze w ogóle żyje. Muszę uczciwie powiedzieć, że nie chciałam i nie chcę się z nią przyjaźnić. Ona chciała być moją przyjaciółką i często mi wypomina, że odtrącam jej miłość i przyjaźń. Fakt, nie opowiadam jej wszystkiego, ale bardzo pragnę mieć choć trochę własnego życia. Po drugie boję się braku akceptacji albo tego, że mi znów coś zabroni.

Czy odzyskam kontrolę nad własnym życiem?

W tym roku mam możliwości pojechać na tydzień na praktyki do Warszawy. Powiedziałam o tym mamie 5 tygodni przed faktem. Prosiłam ją o zgodę. Zrobiła się z tego potworna awantura. Powiedziała, że ją upokorzyłam jak nikt inny, ponieważ mówię jej o tym tak późno. Wiedziałam o tym już rok wcześniej, że są takie szanse ale nic nie było na pewno wiadomo czy uda mi się zdobyć dofinansowanie, itd. Myślałam, że wystarczy jak powiem to wcześniej. Przez miesiąc była obrażana i prezentowała jak bardzo ją skrzywdziłam.

Matka ma pretensje, że jej nie powiedziałam o moich planach. Ona przecież by mi kibicowała, ale skoro traktuję ją jak sąsiadkę to ona się nie zgadza na mój wyjazd. Jest mi strasznie, strasznie przykro.

Próbowałam kilka razy tłumaczyć, przepraszać, prosić. Za każdym razem matka się strasznie denerwowała, zaczynała się źle czuć od serca. Mówiła, żebym przestała, że ona nie chce o tym słyszeć. Niby krzyczała, żebym robiła co chcę, ale jej aprobaty nie dostanę. Mówiła, że jestem egoistką, że idę po trupach do celu i najpierw ją wykończę. Nie chce mnie widzieć na swoim pogrzebie.

Gdy jest zła często mówi, żebym robiła co chcę, żebym spieprzała jak mi źle, że ona nikogo nie trzyma. Ale ja się boję, że jak pojadę to ona się obrazi na amen. Boję się, że naprawdę coś się jej stanie i to będzie moja wina, że już nie będzie chciała mnie znać. Brat, który jest po jej stronie, powiedział mi, że jak matce się przeze mnie coś stanie, to się więcej nie zobaczymy.

Boję się pojechać, bo nie chcę ich stracić. Boję się tego co matka może zrobić. Czasem mówi, że ja jeszcze nie wiem co ona może i że są sposoby na takich jak ja. Boję się, że pojadę a potem nie będę miała gdzie wrócić i matka już się do mnie nie odezwie, albo, że naprawdę coś się jej stanie.

Z drugiej strony mam już dość. Ile to jeszcze będzie trwać? Myślałam, że to się zmieni, jak będę dorosła, że ją przekonam, że jestem odpowiedzialna. Boję się, że to się nigdy nie skończy. Mówiłam sobie, że kiedyś się uwolnię, ale już prawie nie wierzę, że znajdę w sobie na to siłę.

Nie buntowałam się, myślałam, że to się zmieni jak dorosnę. Ale od 18-stki minęło 6 lat, a ja wciąż nie mogę żyć jak dorosły człowiek. Nie rozumiem tego tym bardziej, że nie chcę robić nic niemoralnego. Boję się, że minie kolejne 6 lat i będzie tak samo.

Jest mi strasznie żal tego wyjazdu, a wiem, że matki nie da się ubłagać. Tak strasznie chciałabym mieć poczucie decyzyjności w swoim życiu. Ciągle robię coś dla świętego spokoju. Jak już podejmuje jakąś decyzję to często wbrew sobie i chociaż czasem nienawidzę mamy to odczuwam paniczny lęk przed tym, że ją stracę. Kocham ją i nienawidzę.

Odpowiedź psychologa

Droga Pani Anno,

przyznam, że niełatwo czytało mi się Pani list. Wyobrażam sobie w jak trudnej jest Pani sytuacji emocjonalnej. Jest ona niezwykle zawiła. Nie jest jedynie czarna czy biała, ale wpada ze skrajności w skrajność. Niełatwo się w niej odnaleźć, a jednocześnie staje się ona pułapką.

Prawdą jest, że rodzice z reguły chcą dla nas jak najlepiej i wiele rzeczy robią w imię troski o nas. Ale nie zawsze mają wystarczające zasoby, aby kochać nas mądrą, dojrzałą miłością. Taką, która spowoduje, że z małego zupełnie zależnego od rodzica dziecka, wyrośnie młody samodzielny, odpowiedzialny człowiek z poczuciem wartości, które miało szansę zostać zbudowane w oparciu o szczerą, ciepłą relację z rodzicem.

Pani mama, z pewnością bardzo Panią kocha. Jednak z Pani opisu wynika też, że przeżywa silny lęk, stąd jej próby kontroli nad Pani życiem i strach przed pozostaniem samą. Jest to toksyczna relacja, która zarówno daje, ale też wysysa dużo energii. Zarówno mama, jak i brat stosują wobec Pani szantaż emocjonalny, który bardzo na Panią oddziałuje. Bliska jest mi jednak wizja, że to rodzic bierze odpowiedzialność za relację z dzieckiem i jego zadaniem jest wypuścić dziecko w świat.

Choć nie jest to łatwe musi Pani uwierzyć, że każdy człowiek ma wpływ na swoje życie – Pani mama również. Nie może przerzucać na Panią odpowiedzialności za swój stan. Nie może również Pani zabraniać rozwijać się, realizować, a przede wszystkim prowadzić samodzielnego, niezależnego życia. Zarówno silna kontrola Pani życia, liczne zakazy, obarczanie winą za jej stan jest traktowany jako zachowania przemocowe.

Wiem, że nie są to łatwe słowa Pani Anno, ale całe życie przed Panią i tylko od Pani zależy jak je Pani spędzi. Toksyczne relacje nie są łatwe, aby się z nich uwolnić i nieraz potrzeba czasu, aby nabrać do tego sił. Jednak jest Pani teraz w pięknym wieku, z którego warto zacząć korzystać. Na koniec przytoczę słowa wiersza Khaila Gibrana, które bardzo pasują mi do opisanej przez Panią sytuacji:

Twoje dzieci nie są Twoja własnością

Są synami i córkami tęsknoty za swym życiem

Przychodzą przez ciebie, ale nie od ciebie

I mimo że przy tobie są, nie do ciebie należą

Możesz im dawać swoją miłość, ale nie

Twoje zmysły, bo mają swoje.

Jesteś ojczyzną ich ciał,

Lecz jednak nie ich dusz.

Dusze ich mieszkają w przyszłości,

Której ty nie zobaczysz

Nawet w snach twoich.

Możesz się starać patrzeć jak one,

Lecz nie czyń prób zrównania ich z tobą,

Życie nie ogląda się za siebie

I nie czeka na to, co już było.

Pomagamy uzdrowić zniekształcone, toksyczne relacje rodzinne. Skontaktuj się z Nami!

Logo Sensity.pl

Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

Trudne relacje w rodzinie. Jak poradzić sobie z poczuciem skrzywdzenia przez rodzinę?

Trudne relacje w rodzinie. Jak poradzić sobie z poczuciem skrzywdzenia przez rodzinę?

Poczucie skrzywdzenia, zmarnowana młodość, nadopiekuńczość rodziców

Dzień dobry, jestem 36-letnią kobietą. Mój problem polega na tym, że mama z babcią obarczają mnie winą za to, że zerwałam z nimi kontakt oraz wypomniałam im, że zepsuły mi życie. Być może niepotrzebnie rzuciłam jawne oskarżenia w ich kierunku i ujawniłam swój punkt widzenia o tym, że czuję się skrzywdzona. Teraz uważam, że trzeba było zachować to dla siebie.

Mama i babcia topią mnie teraz w poczuciu winy. Za tyle dobrego, co one mi dawały, jak ja śmiałam je oskarżyć o zmarnowanie mi młodości i moje problemy, które są efektem nadopiekuńczego wychowania. Zamiast być wdzięczna za tyle miłości ile dostałam, ja zrobiłam z nich najgorsze jędze.

Już sama nie wiem, czy powinnam wypowiadać wprost moje oskarżenia? Czy może powinnam zachować je dla siebie i skupić się na tym, co było dobre? Bo jednak przez większość czasu było dobrze.

Mama z babcią są osobami zaborczymi, kłótliwymi, bardzo nadopiekuńczymi. Jednak same siebie postrzegają jako doskonałość. Żadne argumenty na temat tego, że robią coś źle do nich nie docierają. Od kiedy tylko sięgam pamięcią tworzyły idealnie zgrany duet. Natomiast ja zdawałam się być tą niewdzięczną, zawsze sama wobec ich koalicji.

One jednak widzą to zupełnie inaczej niż ja. Według nich były dla mnie idealne, kochające, poświęciły się. Czuję się z tym bardzo źle. Nie umiem z nimi rozmawiać (a przecież kiedyś dojdzie do spotkania, nie zamierzam milczeć do grobowej deski).

Boję się rozmawiać z tego typu osobami: kłótliwymi, wybuchowymi. Jestem raczej spokojna i cicha. Wiem doskonale co mnie czeka: zalew wyrzutów sumienia. Za to, że zniszczyłam rodzinę, że nie doceniłam ich dobroci, że zrobiłam z nich potwory. Babcia dodatkowo „gra” chorobami.

Nie umiem nawet dokładnie wytłumaczyć się z zarzutów jakie im postawiłam. Jest to spowodowane tym, że mama jest mistrzynią w odwracaniu każdej sytuacji. Sprawia, że wina leży zawsze po mojej stronie. Co mam robić?

Odpowiedź psychologa

Pani Doroto,

na podstawie opisanej przez Panią sytuacji mogę jedynie domyślać się, że w Pani domu rodzinnym, mężczyźni nieszczególnie się liczą – w kontekście decydowania o relacjach rodzinnych – lub po prostu ich nie ma.

Rozumiem, że Pani relacje z mamą i babcią zawsze były oparte o swoiste poświęcenie z ich strony. Całą swoją energię i celowość swojego życia, skupiały na wychowaniu Pani w odniesieniu do wartości i przekonań jakie same posiadają. Rzeczywiście wybrzmiewa w tym wyraźna nadgorliwość wychowawcza i/lub nadopiekuńczość, która to z pewnych względów jest przez nie wyrażana i realizowana jako forma zaborczej miłości.

Mogę się jedynie domyślać, że sposób wychowania jaki przyjęła Pani mama (z wyraźnym wsparciem babci) jest albo próbą rekompensaty jakiś obiektywnych warunków (np.: braku ojca) i/lub kontroli skierowanej wobec Pani w dobrej intencji – redukcji stresu, w obawie przed powielaniem błędów, których konsekwencji same doświadczyły.

Dla dziecka – w tym kontekście dla Pani – odbiór takich starań opiekunów może być interpretowany jako forma wyręczania i nadmiernej izolacji w dzieciństwie. Jak również jako swoisty rodzaj kontroli i wywierania presji w życiu dorosłym. Wydawać się może, że ta strategia wychowania w swojej sztywnej – nie podatnej na negocjacje formie – dla rodzica/opiekuna jest wygodna i racjonalnie słuszna. To znaczy ma dawać poczucie bezpieczeństwa dorosłemu (przez kontrolę dziecka) i dziecku (przez ciągłą uwagę dorosłego nakierowaną na dziecko).

Paradoksalnie – jak się okazuje – z czasem potrzeby autonomii i samorealizacji dziecka biorą górę. Brak możliwości swobodnego decydowania o sobie (z założeniem popełniania błędu) uniemożliwia dziecku na wykształcenie w sobie zaradności, pewności siebie. W okresie dojrzewania i w życiu dorosłym utrudnia to podejmowanie decyzji czy ryzyka i raczej skłania do unikania wyzwań. Może prowadzić do frustracji płynącej z braku zaspokojenia potrzeb, w wyniku trudności adaptacyjnych do zadań życiowych (budowania relacji, wyrażania i rozumienia potrzeb oraz emocji).

Nadopiekuńczość i jej skutki wychowawcze

Strategia wychowawcza w nadmiernej kontroli rodzica/opiekuna wobec dziecka (nadopiekuńczość) może skutkować upośledzeniem umiejętności społecznych. Mianowicie poprzez nadmierne ograniczenia i negatywną ocenę środowiska dziecka. Może to rzutować na nadmierny krytycyzm dziecka wobec otoczenia, ale także problemów z samooceną dziecka na tle rówieśników.

Dwie najważniejsze kwestie, jakie chciałbym poruszyć. Po pierwsze, z Pani listu wybrzmiewa dużo żalu oraz złości wobec mamy i babci. Niezależnie od wszystkiego, rzeczywiście poświęciły się, aby Panią wychować najlepiej jak potrafiły. Pomimo iż efekt ich działań na dzień dzisiejszy ocenia Pani negatywnie. Najprawdopodobniej można by zaryzykować i umieścić ową relację w kategoriach toksycznych, to nie miały one i nie mają intencji, aby Pani zaszkodzić. Niestety nie mają również wiedzy i świadomości, oraz wystarczająco dużo samokrytycyzmu, aby dostrzec swoje błędy lub się do nich przyznać. Dlatego będą czuły się skrzywdzone stwierdzeniami, że ich poświęcenie mogło Pani zaszkodzić.

Druga kwestia to skutki takiego sposobu wychowania na tle relacji z babcią i mamą. Przekroczenia granic Pani autonomii, deprywacji potrzeb, których doświadcza Pani po dzień dzisiejszy. Jak również złość jaką Pani przeżywa, przenosząc jednocześnie na mamę i babcię.

Przekonanie mamy i babci do swoich krzywd jest dramatycznie trudne i być może niemożliwe. Warto zastanowić się nad tym, czy nawet jeśli ta sztuka by się Pani udała, to czy to zmieni Pani życie? Można przeżywać frustrację w pojedynkę, można też w trzy osoby. Niestety nie zmieni to bilansu emocjonalnego na dodatni, ani nie ułatwi podniesienia satysfakcji życia.

Dlatego właśnie zdecydowanie lepiej będzie, jeśli Pani skupi się na tym czym jest ta frustracja, którą Pani przeżywa? Jakie są Pani cele życiowe, których osiągnięcie wydaje się być niemożliwe wobec umiejętności (lub ich braku) nabytych poprzez swoje doświadczenie życiowe?

Warto zastanowić się, co może Pani zmienić i w czym usprawnić swoje funkcjonowanie. Wówczas frustracja jakiej Pani doświadcza przestanie być ciężarem. Takiego ciężaru nie warto nieść przez życie. Niezależnie od tego w jakim stopniu my sami, czy ktoś inny się do niego dołożył. Zachęcam do podjęcia przez Panią konsultacji z psychoterapeutą. Wierzę, że jest Pani w stanie zmienić swoje życie tak, aby nie myśleć, że ktokolwiek je Pani zmarnował. Serdecznie pozdrawiam!

Skutecznie pomagamy rozwiązać problemy rodzinne. Skontaktuj się z Nami!

Kacper Fic - psycholog, psychoterapeuta
Specjalizuje się w terapii zaburzeń lękowych i zaburzeń nastroju, z uwzględnieniem ich w przebiegu zaburzeń osobowości. Pomaga w rozwiązywaniu problemów związanych ze stresem w pracy i wypaleniem zawodowym. Pracuje też z osobami mającymi trudność z budowaniem i utrzymaniem bliskich relacji. Czytaj więcej…