Trudne relacje w rodzinie. Jak poradzić sobie z poczuciem skrzywdzenia przez rodzinę?
Poczucie skrzywdzenia, zmarnowana młodość, nadopiekuńczość rodziców
Dzień dobry, jestem 36-letnią kobietą. Mój problem polega na tym, że mama z babcią obarczają mnie winą za to, że zerwałam z nimi kontakt oraz wypomniałam im, że zepsuły mi życie. Być może niepotrzebnie rzuciłam jawne oskarżenia w ich kierunku i ujawniłam swój punkt widzenia o tym, że czuję się skrzywdzona. Teraz uważam, że trzeba było zachować to dla siebie.
Mama i babcia topią mnie teraz w poczuciu winy. Za tyle dobrego, co one mi dawały, jak ja śmiałam je oskarżyć o zmarnowanie mi młodości i moje problemy, które są efektem nadopiekuńczego wychowania. Zamiast być wdzięczna za tyle miłości ile dostałam, ja zrobiłam z nich najgorsze jędze.
Już sama nie wiem, czy powinnam wypowiadać wprost moje oskarżenia? Czy może powinnam zachować je dla siebie i skupić się na tym, co było dobre? Bo jednak przez większość czasu było dobrze.
Mama z babcią są osobami zaborczymi, kłótliwymi, bardzo nadopiekuńczymi. Jednak same siebie postrzegają jako doskonałość. Żadne argumenty na temat tego, że robią coś źle do nich nie docierają. Od kiedy tylko sięgam pamięcią tworzyły idealnie zgrany duet. Natomiast ja zdawałam się być tą niewdzięczną, zawsze sama wobec ich koalicji.
One jednak widzą to zupełnie inaczej niż ja. Według nich były dla mnie idealne, kochające, poświęciły się. Czuję się z tym bardzo źle. Nie umiem z nimi rozmawiać (a przecież kiedyś dojdzie do spotkania, nie zamierzam milczeć do grobowej deski).
Boję się rozmawiać z tego typu osobami: kłótliwymi, wybuchowymi. Jestem raczej spokojna i cicha. Wiem doskonale co mnie czeka: zalew wyrzutów sumienia. Za to, że zniszczyłam rodzinę, że nie doceniłam ich dobroci, że zrobiłam z nich potwory. Babcia dodatkowo „gra” chorobami.
Nie umiem nawet dokładnie wytłumaczyć się z zarzutów jakie im postawiłam. Jest to spowodowane tym, że mama jest mistrzynią w odwracaniu każdej sytuacji. Sprawia, że wina leży zawsze po mojej stronie. Co mam robić?
Odpowiedź psychologa
Pani Doroto,
na podstawie opisanej przez Panią sytuacji mogę jedynie domyślać się, że w Pani domu rodzinnym, mężczyźni nieszczególnie się liczą – w kontekście decydowania o relacjach rodzinnych – lub po prostu ich nie ma.
Rozumiem, że Pani relacje z mamą i babcią zawsze były oparte o swoiste poświęcenie z ich strony. Całą swoją energię i celowość swojego życia, skupiały na wychowaniu Pani w odniesieniu do wartości i przekonań jakie same posiadają. Rzeczywiście wybrzmiewa w tym wyraźna nadgorliwość wychowawcza i/lub nadopiekuńczość, która to z pewnych względów jest przez nie wyrażana i realizowana jako forma zaborczej miłości.
Mogę się jedynie domyślać, że sposób wychowania jaki przyjęła Pani mama (z wyraźnym wsparciem babci) jest albo próbą rekompensaty jakiś obiektywnych warunków (np.: braku ojca) i/lub kontroli skierowanej wobec Pani w dobrej intencji – redukcji stresu, w obawie przed powielaniem błędów, których konsekwencji same doświadczyły.
Dla dziecka – w tym kontekście dla Pani – odbiór takich starań opiekunów może być interpretowany jako forma wyręczania i nadmiernej izolacji w dzieciństwie. Jak również jako swoisty rodzaj kontroli i wywierania presji w życiu dorosłym. Wydawać się może, że ta strategia wychowania w swojej sztywnej – nie podatnej na negocjacje formie – dla rodzica/opiekuna jest wygodna i racjonalnie słuszna. To znaczy ma dawać poczucie bezpieczeństwa dorosłemu (przez kontrolę dziecka) i dziecku (przez ciągłą uwagę dorosłego nakierowaną na dziecko).
Paradoksalnie – jak się okazuje – z czasem potrzeby autonomii i samorealizacji dziecka biorą górę. Brak możliwości swobodnego decydowania o sobie (z założeniem popełniania błędu) uniemożliwia dziecku na wykształcenie w sobie zaradności, pewności siebie. W okresie dojrzewania i w życiu dorosłym utrudnia to podejmowanie decyzji czy ryzyka i raczej skłania do unikania wyzwań. Może prowadzić do frustracji płynącej z braku zaspokojenia potrzeb, w wyniku trudności adaptacyjnych do zadań życiowych (budowania relacji, wyrażania i rozumienia potrzeb oraz emocji).
Nadopiekuńczość i jej skutki wychowawcze
Strategia wychowawcza w nadmiernej kontroli rodzica/opiekuna wobec dziecka (nadopiekuńczość) może skutkować upośledzeniem umiejętności społecznych. Mianowicie poprzez nadmierne ograniczenia i negatywną ocenę środowiska dziecka. Może to rzutować na nadmierny krytycyzm dziecka wobec otoczenia, ale także problemów z samooceną dziecka na tle rówieśników.
Dwie najważniejsze kwestie, jakie chciałbym poruszyć. Po pierwsze, z Pani listu wybrzmiewa dużo żalu oraz złości wobec mamy i babci. Niezależnie od wszystkiego, rzeczywiście poświęciły się, aby Panią wychować najlepiej jak potrafiły. Pomimo iż efekt ich działań na dzień dzisiejszy ocenia Pani negatywnie. Najprawdopodobniej można by zaryzykować i umieścić ową relację w kategoriach toksycznych, to nie miały one i nie mają intencji, aby Pani zaszkodzić. Niestety nie mają również wiedzy i świadomości, oraz wystarczająco dużo samokrytycyzmu, aby dostrzec swoje błędy lub się do nich przyznać. Dlatego będą czuły się skrzywdzone stwierdzeniami, że ich poświęcenie mogło Pani zaszkodzić.
Druga kwestia to skutki takiego sposobu wychowania na tle relacji z babcią i mamą. Przekroczenia granic Pani autonomii, deprywacji potrzeb, których doświadcza Pani po dzień dzisiejszy. Jak również złość jaką Pani przeżywa, przenosząc jednocześnie na mamę i babcię.
Przekonanie mamy i babci do swoich krzywd jest dramatycznie trudne i być może niemożliwe. Warto zastanowić się nad tym, czy nawet jeśli ta sztuka by się Pani udała, to czy to zmieni Pani życie? Można przeżywać frustrację w pojedynkę, można też w trzy osoby. Niestety nie zmieni to bilansu emocjonalnego na dodatni, ani nie ułatwi podniesienia satysfakcji życia.
Dlatego właśnie zdecydowanie lepiej będzie, jeśli Pani skupi się na tym czym jest ta frustracja, którą Pani przeżywa? Jakie są Pani cele życiowe, których osiągnięcie wydaje się być niemożliwe wobec umiejętności (lub ich braku) nabytych poprzez swoje doświadczenie życiowe?
Warto zastanowić się, co może Pani zmienić i w czym usprawnić swoje funkcjonowanie. Wówczas frustracja jakiej Pani doświadcza przestanie być ciężarem. Takiego ciężaru nie warto nieść przez życie. Niezależnie od tego w jakim stopniu my sami, czy ktoś inny się do niego dołożył. Zachęcam do podjęcia przez Panią konsultacji z psychoterapeutą. Wierzę, że jest Pani w stanie zmienić swoje życie tak, aby nie myśleć, że ktokolwiek je Pani zmarnował. Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Ma Pan rację, że przekonanie mamy i babci do mojej racji jest właściwie niemożliwe i też nie jest moim celem, bo wiem, że w świecie mamy i babci to ja zawsze będę tą złą, niewdzięczną, a one niedocenione i pokrzywdzone. Zresztą jak zwykle- racje zawsze przypisują sobie a winę mnie, tak było odkąd sięgam pamięcią i nic się nie zmieni. Mi bardziej zależy na tym żeby te stosunki JAKOŚ ułożyć. Nie potrafię z nimi rozmawiać, mam wrażenie, że przy ich zatwardziałości porozumienie jest niemożliwe, na zadnym poziomie. No i też poniekąd rozumiem ich punt widzenia, bo skoro one nie widzą swoich błędów, a widzą tylko swoje poświęcenie no to logiczne jest, że czują złość do takiej niewdzięcznej córki i nie będą chciały spokojnej, zdystansowanej relacji. A ja łudzę się, że kiedyś uda się dojść do chociaż jako takiego porozumienia, które będzie oparte na chłodnej życzliwości i dystansie. Taki jest mój plan na te relacje. Niestety mama i babcia nie znoszą sprzeciwu i takie relacje na pewno je nie zadowolą, będą chciały albo mnie złamać albo będzie wieczna wojna, na którą one mają zawsze siły, bo tak samo traktują innych ludzi, jednak ja nie mam na to ani sił ani ochoty. Tutaj jest mój problem, na kompletnej nieumiejętności funkcjonowania w tej relacji. Oczywiście ograniczyłam ją do absolutnego minimum, ale kiedyś nadejdzie czas konfrontacji. A jestem słaba i niepewna swoich racji, łatwo mnie zapędzić w kozi róg i zasypać wyrzutami sumienia. Nie wiem jak mam z mamą i babcią teraz postępować, boję się ich kolejnych histerii i “zawałów serca”, nawet, jeśli miałoby to być tylko raz na jakiś czas. Boję się, że to szarpanie się z nimi będzie trwało przez długie lata, a ja jestem tym już po prostu zmęczona. Zrywanie do grobowej deski i zmiana numeru telefonu też mnie przerasta.
Nierzadko trud rodzinny zaczyna się od niestety biedy i braku środków na podstawowe, tak ważne czynności.