Czcij matkę swoją… do upadłego
Czcij matkę swoją…
jeśli ten przekaz zostanie źle zrozumiany może stać się prawdziwym narzędziem zbrodni. Niestety bardzo często się nim staje.
Regularnie trafiają do nas pacjenci z diagnozą depresji wywołanej wieloletnią traumą na podłożu toksycznej relacji z matką. Są to często osoby, które szukały pomocy w wielu miejscach. Przychodzą do nas są w stanie życiowego wypalenia, nierzadko z myślami samobójczymi. Najczęściej są to kobiety.
Dlaczego relacja matki i córki potrafi poczynić aż tak ogromne spustoszenie w psychice dziecka?
Matka od chwili poczęcia jest dla dziecka najważniejszą istotą na świecie. Dziecko zrobi wszystko, żeby zaskarbić sobie miłość i tym samym akceptację mamy. Bez chwili namysłu zrezygnuje ze swoich potrzeb, aby tylko ujrzeć w oczach matki akceptację. Niestety nie każda matka potrafi odpowiedzieć na tę potrzebę. Jak to się objawia? Oto kilka przykładów:
- „Dlaczego czwórka a nie piątka?”, „Hmmm, dostałaś trójkę, … no tak… a reszta klasy co?”
- „Córka sąsiadki nigdy nie odezwała się do własnej matki tak jak Ty! Pytałam sąsiadki i była w szoku, jak jej opowiedziałam o Twoim zachowaniu. Powiedziała, że córka, która kocha swoją matkę nigdy by się tak nie zachowała”.
- „Kto Ci dał prawo, żeby krytykować własną matkę? Bozia Cię pokarze za takie zachowanie!”
- „Pamiętaj, masz jednych rodziców. Jak nas zabraknie, to przypomnisz sobie moje słowa”.
- „Koleżanka mówi, że jej córka codziennie ją odwiedza…”
- „Swoim zachowaniem doprowadzisz do mojego rozwodu z Twoim ojcem”.
- „Jak mogłaś się tak zachować?! Pani “x” zwróciła mi uwagę z powodu Twojego zachowania, czy wyobrażasz sobie jak ja się wtedy czułam? Co inni sobie o mnie pomyślą?!”
- „Tak się dla Ciebie poświęcałam, a Ty mi w ten sposób odpłacasz? Ty mi nawet świeczki na grobie nie zapalisz!”
- „Ja nie wiem, chyba żyłam w innych czasach, kiedy dzieci potrafiły szanować swoich rodziców. Cóż, widać taka moja dola…”
- „Bardzo źle się dzisiaj czuję. Całą noc nie mogłam spać, bo myślałam o tym, jak się wczoraj zachowałaś. Nie wiem, czy to mojemu zdrowiu nie zaszkodzi…”
- „Jak możesz mówić, że Ci robię krzywdę. Przecież wszystko co robię, robię dla Twojego dobra. Widać nie warto się starać”.
Powyżej wymieniłam tylko kilka typowych komunikatów, które słyszą córki narcystycznych matek. Oprócz komunikatów wypowiedzianych wprost, równie dużą siłę rażenia mają komunikaty podprogowe, na przykład:
- wymowne milczenie, kiedy dziecko nie zrealizuje woli matki;
- wymowne wzdychanie;
- brak kontaktu ze strony matki przez 1-2 dni, po czym sms: „Czy Ty już w ogóle o swojej matce zapomniałaś?”;
- opowiadanie o swojej chorobie albo problemach, kiedy dziecko poświęca niewystarczająco uwagi matce;
- nagła niemoc matki, która ma wywołać natychmiastową interwencję dziecka.
Przykłady można mnożyć. Każda córka narcystycznej matki ma swoją własną smutną historię.
Dlaczego córki zgłaszają się na terapię dopiero około 40-stki?
Ponieważ przez pierwsze 30 – 40 lat żyją w przekonaniu, że jeśli jeszcze bardziej się postarają, to matka w końcu zwolni je z poczucia winy.
Cała ta relacja opiera się bowiem na wypalającym poczuciu winy. Córka, która wyrastała przesiąknięta powyższymi przekazami, kształtuje w sobie bardzo silne przekonanie:
- Jeśli ciągle krzywdzę najważniejszą w moim życiu osobę, to znaczy, że jestem złą córką i złym człowiekiem.
- Jeśli matka mnie nie akceptuje, to znaczy, że nie można mnie akceptować.
- Jestem ciągle niewystarczająco dobra, muszę starać się bardziej.
- Moje potrzeby nie są ważne, ważne jest to, aby spełniać oczekiwania innych (w pierwszej kolejności matki).
Jedno spotkanie, jedna rozmowa telefoniczna z matką potrafi sprawić, że córka będzie potrzebowała kilku dni, żeby dojść do siebie. Z kolei uniknięcie wykonania telefonu wywoła bardzo silne poczucie winy.
Córka żyje chwilami, w których matka zachowuje się adekwatnie do swojej roli, czyli okazuje ciepło, nie krytykuje, nie obwinia córki o swoje problemy. Mimo tego, że córka wcześniej doświadczyła ze strony matki wielokrotnych zranień, jeśli tylko zobaczy cień nadziei na to, że tym razem może być inaczej, na nowo otwiera się na tę relację. Ta chwila nie trwa zwykle długo, bo wkrótce córka otrzymuje kolejny cios, kolejny pakunek poczucia winy, kolejny raz nie sprostała oczekiwaniom rodzicielki. Po takiej sytuacji córka na chwilę zamyka się w sobie. Jednak już po paru godzinach zaczyna odczuwać przymus skonktaktowania się z matką i zadośćuczynienia jej cierpieniu, mimo tego, że na poziomie racjonalnym córka wie, że matka nie ma racji. Niestety, nad nami – ludźmi – większą władzę mają emocje, niż rozum.
Toksyczna relacja z matką przekłada się na inne relacje
W ten sposób koło się toczy przez wiele, wiele lat. Córka ma coraz większe trudności w utrzymaniu satysfakcjonujących relacji towarzyskich. Czuje się zmęczona. W chwilach szczęścia ma wyrzuty sumienia. Nie ma prawa przecież sama być szczęśliwa, skoro nie potrafi uszczęśliwić własnej matki. Rozpadają się jej związki, albo w ogóle unika związków. Jej życie seksualne nie należy do udanych, nie lubi siebie, swojego ciała, dotyku. Sama zaczyna dostrzegać, że brakuje jej akceptacji dla innych, że przerzuca na własne relacje towarzyskie schemat funkcjonowania matki. Doskwiera jej poczucie samotności, poczucie, że nie może w nikim znaleźć wsparcia i zrozumienia. Mężczyźni są ciągle niewystarczająco dobrzy, niewystarczająco męscy. Wyłapuje każde potknięcie, każdy błąd u siebie i innych. Łatwo traci zaufanie do innych ludzi, wystarczy często jeden błąd z ich strony, aby zerwała z nimi kontakt. Samą siebie ocenia jeszcze bardziej krytycznie.
Toksyczne relacje między matką a córką wywołują choroby
W końcu zaczynają się u córki poważne problemy z radzeniem sobie ze stresem. Pojawiają się napady lękowe (przyspieszone bicie serca, nadmierna potliwość, problemy z oddychaniem, tiki nerwowe, bezsenność itp), problemy w pracy. Trafia do psychiatry, zaczyna przyjmować leki przeciwlękowe i antydepresyjne. Leki pomagają jej trwać, przetrwać do kolejnego dnia, który nadal jest szary ale na lekach daje się znieść. Jednak problemów występujących w relacjach damsko-męskich to nie rozwiąże. Mąż/partner nadal będzie narzekał na jej oziębłość, zbyt rzadkie zbliżenia seksualne lub ich całkowity brak. Z przerażeniem zauważa, że własne dzieci zaczyna wikłać w schemat oparty na poczuciu winy.
Masz prawo być szczęśliwa!
Dziewczyny, nie czekajcie, aż Wasze dzieci zaczną powielać Wasz schemat. Nie czekajcie, aż zaczniecie przekraczać 40 i mierzyć się z poczuciem straconego czasu. Powiedzcie terapeucie, że potrzebujecie przepracować relację opartą na poczuciu winy. Jeśli będziecie się czuły niezrozumiane (a może się tak często zdarzyć, bo terapeuci też wyrastali w kulturze źle rozumianego przekazu „czcij ojca swego i matkę swoją, aż sobie flaki wyprujesz i jeszcze trochę dłużej”), szukajcie innego. Macie do przepracowania bardzo trudny i bardzo delikatny problem. Jesteście najprawdopodobniej ofiarami „przemocy w białych rękawiczkach”. Najtrudniejszej formy przemocy psychicznej, wymagającej od terapeuty dużej wiedzy, dojrzałości i wrażliwości.
Dajcie sobie szansę, bo jesteście tego warte!
Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…
Bardzo dobry artykuł. Zgadzam się z każdym słowem.