Wpisy

Uważam, że seks powinien wynikać z miłości. Moja partnerka ma inne zdanie. Co mam o tym myśleć?

Jak uzależnienie od pornografii wpływa na małżeństwo? Wypowiedź Marty Mauer-Włodarczak

Marta Mauer-Włodarczak wzięła udział w konferencji „Społeczne i rozwojowe konsekwencje pornografii”, która odbyła się 22 czerwca 2015 roku w Sali Kolumnowej Sejmu RP.

O tym, jakie są skutki uzależnienia od pornografii oraz z jakimi problemami pary zgłaszają się do terapeuty małżeńskiego, przeczytamy poniżej. Wypowiedź Marty Mauer-Włodarczak można znaleźć w dokumencie programowym Stowarzyszenia Twoja Sprawa „Chrońmy dzieci przed pornobiznesem”. Celem dokumentu jest poszerzenie wiedzy na temat dostępu dzieci i młodzieży do pornografii w Internecie.

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Czy warto nakłaniać partnera na terapię małżeńską Sensity.pl

Czy warto nakłaniać partnera na terapię małżeńską?

Niestety mój mąż jest sceptycznie nastawiony do pracy psychologów oraz do terapii małżeńskiej. Jednak wie, że mamy problemy małżeńskie. Myślę, że mogę go namówić, aby poszedł ze mną na spotkanie z terapeutą. Proszę o odpowiedź czy to ma znaczenie, że go nakłonię na tę terapię? Czy nie powinien podjąć tej decyzji sam?

Aneta

Witam Panią,

rzadko zdarza się, że na pierwszą sesję terapii małżeńskiej mąż i żona przychodzą w równym stopniu przekonani co do sensu tego spotkania i zmotywowani do dalszej pracy nad związkiem. Zdecydowanie częściej spotykam się z sytuacją, kiedy jedno z małżonków przychodzi na sesję pod silną presją drugiej strony.

Brak entuzjazmu do rozmowy o intymnych sprawach w obecności trzeciej osoby jest naturalną sprawą, tym bardziej jeśli chodzi o mężczyzn, którzy z zasady lubią radzić sobie sami. Proszenie o pomoc jest przez mężczyzn często uznawane za słabość, dlatego zwlekają do ostatniej chwili, przekonując żonę, że wyolbrzymia problem.

Mężczyźni mają niechęć do terapii jeszcze z innego powodu – uważają, że czeka ich rozmowa o niczym. Jeśli terapeuta pokaże, że terapia ma w sobie dużo logiki i wskaże związek przyczynowo- skutkowy między pewnymi zachowaniami, a ich skutkami, panowie zaczynają widzieć w tej pracy konkretne oraz realne cele do osiągnięcia.

Pocieszę Panią, że mimo tego, iż panowie zwykle przyprowadzani są na pierwszą sesję przez swoje żony, to na kolejne sesje często przychodzą już chętni do pracy. Nieraz pracują z większym zaangażowaniem niż panie.

 

Masz podobny kłopot? Skutecznie pomagamy parom i rodzinom pokonywać kryzysy!

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Czy partnerka może podświadomie szukać konfliktu w związku Sensity.pl

Czy partnerka może podświadomie szukać konfliktu w związku?

Czy to możliwe, że kobieta, która żyła w toksycznej relacji będąc w nowym związku nie dowierza, że to możliwe, że może być normalnie? Czy może podświadomie szukać konfliktu obarczając winą partnera?

Wojciech

Panie Wojtku,

myślę, że kobieta, która żyje w toksycznym związku, już wcześniej doświadcza toksycznych relacji. W innym wypadu, nie weszłaby w taki związek. Od pierwszych dni naszego życia kształtujemy w sobie przekonania na temat tego, jacy jesteśmy i jaki jest otaczający nas świat. Im zdrowsze wzorce relacji realizują nasi rodzice, tym bardziej pozytywne przekonania się w nas kształtują np. uczymy się szacunku do nas samych, z odwagą i otwartością podchodzimy do innych ludzi, do wyzwań, które czekają na nas w codziennym życiu. Jeśli wzorce relacji, w których się wychowujemy są zaburzone, dorastamy w poczuciu ciągłego zagrożenia, czyli lęku, który nierzadko przeradza się w agresję.

W pierwszych latach naszego życia jesteśmy jak masa plastyczna, którą rodzice formują na różne sposoby. Im jesteśmy starsi, tym bardziej ta masa twardnieje, zastyga w formie, która została jej wcześniej nadana. Dlatego, w dorosłym życiu, trudno nam zmienić formę, która usztywniała się przez lata. Paradoksalnie, im bardziej koncentrujemy się na tym, żeby nie powielać błędów naszych rodziców, tym bardziej stajemy się do nich podobni. Dzieje się tak, dlatego, że usilnie próbujemy tę zastygłą masę dostosować do nowych warunków życia, które wymagają elastyczności. Tymczasem, sztywna masa, zamiast się wygiąć – pęka. Najczęstsze objawy pękania, to unikanie, frustracja i agresja.

Aby nasza zastygnięta forma mogła ulec trwałej zmianie, musimy zrozumieć, co nas blokuje, czego się obawiamy, czego nie akceptujemy oraz jakie założenia, zasady i schematy funkcjonowania sobie narzucamy. W języku psychoterapii mówimy, że trzeba zyskać “wgląd” w siebie samego.  Dopóki siebie nie zrozumiemy, jesteśmy jak marionetki. Coś nas drażni, czegoś się boimy, ale nie wiemy czego i dlaczego. Kierują nami zesztywniałe schematy i przekonania. I tak, chcąc nie chcąc, zachowujemy się wbrew sobie samym.

Dlatego każdy kolejny związek, każda kolejna relacja przynosi cierpienie. To, o co Pan pyta, nazywa się w języku psychoterapii “przeniesieniem”.  Chodzi o to, że złość, której nie możemy wyrazić w kierunku osoby, która tę złość pierwotnie wywołała, wyrażamy wobec osoby, która jest dla nas w jakimś sensie mniej zagrażająca. Często dzieje się tak, że dziecko, które doświadcza przemocy fizycznej, psychicznej, bądź innego rodzaju zaniedbania np. braku uwagi rodzica, nie potrafi nazwać i przeżyć negatywnych emocji w relacji z rodzicem, czuje się wobec niego bezsilne. Później w dorosłym życiu, albo wybiera partnera, który powieli zachowania rodziców, albo partnera, który przyjmie złość zaadresowaną do rodzica. Opisuję problem w dużym uproszczeniu, bo temat jest bardzo złożony i udzielenie pełnej odpowiedzi wymagałoby wielowątkowego omówienia.

Domyślam się, że zadaje Pan sobie pytanie, czy można coś z tym zrobić. Można, ale prawdopodobnie wymaga to podjęcia psychoterapii. Nasze problemy wynikają z braku rozumienia siebie samych. Jeśli, bez wglądu w siebie, narzucamy sobie zmianę, bierzemy na siebie kolejne jarzmo, kolejną kontrolę, kolejny atak na własne ja. Zmiana musi wypływać ze zrozumienia. Inaczej doprowadzi do nagromadzenia frustracji, następnie do wybuchu agresji lub ucieczki.

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Jak radzić sobie z nadmierną wrażliwością i emocjonalnością Sensity.pl

Jak radzić sobie z nadmierną wrażliwością i emocjonalnością?

Witam. Mam pewien problem sama ze sobą. Otóż jestem zbyt wrażliwą osobą. Byłam taka od dziecka. Płakałam, zamiast powiedzieć co mnie boli, nie potrafiłam rozmawiać szczerze bez płaczu. Wzruszało mnie wszystko. Lecz teraz w dorosłym życiu bardzo mi to przeszkadza. Jak stać się mniej emocjonalnym? W mojej rodzinie zawsze byłam czarną owcą. Rodzice wciąż powtarzali między sobą, że wszystko robię źle. I wtedy płakałam. Gdy mamie lub tacie działa się jakaś krzywda, również płakałam, bo bardzo nie chciałam by cierpieli. Moje skrajne uczucia bardzo przeszkadzają mi w życiu codziennym. Jak się tego pozbyć?

Aleksandra

Pani Aleksandro,

każdy z nas ma inny poziom wrażliwości. Za te różnice odpowiedzialne są po części geny, a po części środowisko – w pierwszej kolejności bliscy, którzy nas wychowywali, w drugiej koledzy, koleżanki i środowisko, w którym wzrastaliśmy.  O ile genów zmienić nie możemy, o tyle możemy wpływać na nasz sposób myślenia i zachowania, który został nabyty.

Wysoki poziom wrażliwości sam w sobie nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie, pozwala lepiej rozumieć innych ludzi. Większość najsławniejszych pisarzy, malarzy, muzyków cechowała ponad przeciętna wrażliwość.

Oczywiście, zgadzam się z tym, że emocje, nad którymi nie mamy kontroli potrafią wyniszczać zarówno nas, jak i nasze otoczenie. Jednak, z Pani opisu wnioskuję, że problem nie leży wcale w nadmiernej emocjonalności, tylko w lęku, który się za nią kryje i braku konstruktywnych strategii konfrontowania się z sytuacjami stresującymi. Napisała Pani, że : “Rodzice wciąż powtarzali między sobą, że wszystko robię źle”. Taki przekaz mógł mieć znaczący wpływ na Pani własne przekonania na swój temat oraz na Pani poczucie własnej wartości. Z kolei przekonanie, o tym, że wszystko robię źle, nie pomaga w stawianiu czoła problemom. Przeciwnie, powoduje poczucie bezsilności, w konsekwencji lęk i wycofanie. Tutaj błędne koło się zamyka. Jeśli “do niczego się nie nadaję”, to mogę tylko płakać.  A gdyby tak zmienić to przekonanie na przykład na: “Jestem zaradna, skuteczna i silna”, czy lęk i płacz miałyby nadal rację bytu? :-)

Myślę, że jeśli przekształci Pani negatywne przekonania na własny temat, na bardziej konstruktywne i nauczy się lepszych strategii radzenia sobie ze stresem, ta wrodzona wrażliwość stanie się Pani atutem, już nie słabością. Przy współpracy z mądrym psychoterapeutą, szybciutko upora się Pani z problemem. Tylko nie ma co zwlekać z rozpoczęciem terapii, bo im dłużej trwa Pani w zniekształconych przekonaniach, tym bardziej się one usztywniają i tym trudniej je zmienić.

 

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Co robić, gdy rodzina wtrąca się do organizacji ślubu i wesela Sensity.pl

Co robić, gdy rodzina wtrąca się do organizacji ślubu i wesela? Marta Mauer-Włodarczak dla Madame Allure

Ślub i wesele wiążą się z podjęciem wielu ważnych decyzji. Jednak często poza przyszłą parą młodą w organizację uroczystości ingerują także rodzice. Jak sobie poradzić w sytuacji, gdy rodzina wtrąca się do organizacji ślubu i wesela? Jak nie ulec presji i nie zepsuć rodzinnych relacji?

Zachęcamy do lektury rozmowy Mai Mogilewskiej z Martą Mauer- Włodarczak na blogu Madame Allure.

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Szczęśliwy związek Sensity.pl

Jak narzeczeni mogą uratować swoje przyszłe życie? Marta Mauer-Włodarczak na łamach tygodnika „wSieci”

Co powinni przedyskutować narzeczeni zanim rozpoczną wspólne życie? Czy na wczesnym etapie związku można uratować przyszłe życie pary i ich dzieci? Na te i inne pytania odpowiadała Marta Mauer-Włodarczakartykule Doroty Łosiewicz pt.”Narzeczeni, do rozmów!” (wSieci, 43/2014). Zachęcamy do lektury!

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Trójkąty w związkach Sensity.pl

Trójkąty w związkach: ty, on i mama/teściowa/praca/była dziewczyna? – Marta Mauer-Włodarczak dla Shape

W sierpniowym miesięczniku Shape ukazał się artykuł Aldony Galas, w którym Marta Mauer-Włodarczak przekonuje, że są sposoby na to, aby pozbyć się ze swojego związku lub małżeństwa niepożądanych uczestników relacji – mamy, teściowej, pracy, czy też byłej dziewczyny:

Ten scenariusz dobrze zna wiele kobiet. Poznajesz księcia z bajki. Mija eufo­ria pierwszych kilku miesięcy związku. Budzisz się pewnego dnia i rozglądasz po domu, urządzonym tak, jakby miesz­kała w nim jego matka. Albo: otwierasz oczy i jesteś sama, bo w drugim poko­ju twój ukochany spaceruje nerwowo ze smartfonem i „gasi pożar” w pracy. Albo: z łóżka wyrywa was telefon od jego eks, która przeprasza, że tak wcześnie, ale właśnie zalała sąsiadów; on wstaje i biegnie jej na pomoc!

Niby on zapewnia, że jesteś dla niego najważniejsza. Jednak nie mo­żesz oprzeć się wrażeniu, że w waszym związku jest… ktoś jeszcze! Tak, jak Justyna, której mąż żyje zgodnie z zasa­dą: „Mama ma zawsze rację”: – Cieszy­łam się, że ma dobry kontakt z matką. Ale kiedy okazało się, że ona wybiera nam zasłony do salonu, planuje week­end, bo punktem obowiązkowym jest obiad u niej, i radzi nam, jak wychowy­wać syna, poczułam, że mam dosyć! Dla Agnieszki moment krytyczny nastą­pił, gdy jej mężczyzna wpadł do domu po pracy i nawet nie zdejmując kurtki, oświadczył, że jedzie do swojej byłej, któ­ra właśnie rozstała się z facetem i „musi się wygadać”: – Zawsze mi przeszka­dzała ta ich dziwna „przyjaźń”, ale w tym momencie nie wytrzymałam. Spytałam, czy ona nie ma jakiejś koleżanki, z którą mogłaby porozmawiać? Mój facet po­wiedział, że jestem bez serca. W kropce jest również Maja, której partner nawet w czasie seksu odbiera telefony z pra­cy. Ostatnio byli razem nad morzem. W pierwszym dniu urlopu on usiadł na leżaku i… otworzył laptopa. – Zamknął go, kiedy już mieliśmy wracać! W międzyczasie non stop do niego wy­dzwaniali i oczywiście każda sprawa była „na wczoraj”. Nie pamiętam, żeby­śmy mieli choć godzinę tylko dla siebie! – narzeka dziewczyna.

Jeśli życie w takim trójkącie ci prze­szkadza, dobra wiadomość jest taka, że nie musisz od razu kończyć związku. Jednak nie powinnaś dłużej robić dobrej miny do złej gry.

Gorąco polecamy i zapraszamy do lektury całego tekstu:

 

Pobierz artykuł w PDF (460KB)

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Stres żłobkowy Sensity.pl

“Stres żłobkowy” – wSieci

Poniżej przedstawiamy artykuł z udziałem Marty Mauer- Włodarczak, który ukazał się w tygodniku “wSieci”. Kopię wersji drukowanej opublikowaliśmy tutaj.

————-

Urlop macierzyński zawsze kiedyś dobiega końca. Na szczęście mamy teraz będą mogły zajmować się dziećmi przez pierwszy rok ich życia. Niestety, i tak przyjdzie ten dzień, kiedy młodzi rodzice będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie co dalej? Żłobek, babcia, opiekunka czy może rezygnacja z pracy? Ten ostatni wybór w dzisiejszych czasach wydaje się luksusem, na który zwyczajnie nie wielu stać. Jednak zanim zapadnie ta niezwykle ważna dla całej rodziny decyzja, warto poznać kilka faktów związanych z “wychowaniem żłobkowym”. Okazuje się, że żłobki wcale nie mają tak dobrego wpływu na maluchy, jak twierdzą eksperci lansujący tezę o zbawiennej socjalizacji dziecka.

Prof. Magdalena Środa niedawno na łamach “Gazety Wyborczej” stwierdziła, że to żłobek ma być miejscem, w którym dziecko zdobędzie umiejętności empatii, wzajemnej pomocy, czy zaangażowania społecznego “bo model konserwatywny uniemożliwia budowanie społeczeństwa obywatelskiego, […], nie jest prawdą, że rodzina nas dobrze przygotowuje do życia społecznego. Rodzina uczy raczej egoizmu i sprytu”.

Państwo nie zastąpi matki.

Badania światowych naukowców zdają się zadawać kłam tezom głoszonym przez Prof. Środę. Specjaliści od rozwoju dzieci podkreślają, że przez pierwsze trzy lata życia pociechy potrzebują stałej i indywidualizowanej opieki, a nie co raz wcześniejszej i intensywniejszej edukacji. Na amerykańskie i brytyjskie badania powołują się także eksperci z Niemiec, gdzie trwa dyskusja nad kształtem polityki prorodzinnej.

Ostatnio pediatra z Sozialpadiatrisches Zentrum w Bielefeld-Bethel i jednocześnie doradca komisji ds. rodziny niemieckiego Bundestagu, Rainer Bohm, przypomniał o światowej wiedzy na temat wychowania żłobkowego. Ostrzegał on polityków, że szczególnie w żłobkach wydziela się u malców ponadprzeciętna ilość hormonu stresu, co zagraża bardzo wrażliwym komórkom nerwowym, które rozwijają się w mózgu. Zdaniem niemieckiego eksperta nadmierne obciążenie stresem we wczesnym dzieciństwie powoduje negatywne zmiany w tej części mózgu, która odpowiedzialna jest za zachowania społeczne. “Długotrwałe obciążenie stresem ma bezpośredni związek z agresywnym lub depresyjnym zachowaniem maluchów” – przypomina Bohm.

Sue Palmer, brytyjska pisarka i pedagog, spod pióra której wyszedł poradnik wychowania młodego mężczyzny “21st Century Boys”, twierdzi, że żadnemu dziecku do lat trzech nie powinno się zastępować miłości i uwagi jednego opiekuna zinstytucjonalizowaną opieką pańswa. Zdaniem Palmer, problem szczególnie dotyczy chłopców. Autorka powoływała się na państwowe analizy:

“Rządowi badacze odkryli małą, ale znaczącą, różnicę w rozwoju u dzieci, u których punkty dziennej opieki (państwowe i prywatne) wywołały uczucie wycofania i smutku lub odwrotnie – wzbudzały napady agresji. Badając w mózgach dzieci poziom kortyzolu, hormonu stresu, podczas i po pobycie w żłobku, stwierdzono jego niebezpiecznie wysokie stężenie, wielokrotnie przekraczające normę. Co gorsza, ten wysoki poziom kortyzolu utrzymywał się w domu, po powrocie ze żłobka. Potężny stres odnotowano zarówno u dzieci nadaktywnych, jak i tych uznanych za grzeczne. U tych, których mózgi były marynowane w kortyzolu, z wiekiem będą się pojawiały liczne problemy emocjonalne i społeczne”.
W moich przekonaniach pedagog nie jest osamotniona. Okazuje się, że niemożność zbudowania właściwej więzi z matką we wczesnym dzieciństwie objawia się w późniejszym czasie wieloma zaburzeniami, m. in. nadpobudliwością, impulsywnością, napadami lęku, drażliwością. Według badaczy z Wielkiej Brytanii i USA, m. in. Johna Bowlby’ego i Renego Spitza, dzieci do trzeciego roku życia odseparowane od mam przechodzą głęboki stres. Niemowlęta pod opieką instytucjonalną, gdzie nie brakowało jedzenia, higieny i nadzoru medycznego, ale nie było matki lub jednej, wyłącznej opiekunki, zaczynały się cofać w rozwoju, okazywać oznaki głębokiego cierpienia, traciły na wadze, nawet umierały. Bowlby odkrył, że wszystkie wyższe żywe istoty mają ewolucyjnie zakodowany biologiczny mechanizm, który ma im zagwarantować przeżycie i dotrwanie do dorosłości. Chodzi tu o mechanizm przywiązania.

Spitz badał dzieci oddane pod opiekę instytucjonalną, gdy ich matki trafiały do więzienia. Bowlby badał sieroty oraz malców pozostawionych w żłobku całodobowym na czas porodu i rekonwalescencji matek, co w Anglii w latach 50. było rutyną. Rozłąka okazywała się dla maluchów druzgocąca, a ich śmiertelność z powodu separacji z matkami wzrosła dwukrotnie.

Przypadek 17-miesięcznego Johna

Irena Koźmińska w tekście “Więź kontra żłobki” opisała badania prowadzone przez zespół Bowlby’ego: “Jeden z filmów nagranych przez naukowca dokumentuje pobyt 17-miesięcznego Johna w żłobku całodobowym w czasie, gdy matka poszła na osiem dni do szpitala urodzić kolejnego potomka. Najpierw widzimy chłopca przed rozstaniem z matką – ma z nią serdeczne relacje, jest radosnym, dobrze przystosowanym, grzecznym i współpracującym dzieckiem. Gdy znalazł się nagle w żłobku, przez pierwszy dzień trwał w stanie oszołomienia, ale dawał siękarmić i zachowywał grzecznie – nie umiał się bronić przed agresywnymi malcami, którzy w instytucji spędzili już prawdopodobnie wiele tygodni, a może miesięcy, potrafili już bez pardonu walczyć o swe potrzeby i czerpali przyjemność z bicia. Starał się pozyskać uwagę jakiejś opiekunki, jednak żadna nie mogła zająć się tylko nim. Wieczorami ojciec odwiedzał Johna, ale po krótkiej wizycie, ku rozpaczy malca, odchodził. Film pokazuje, jak dzień po dniu w psychice chłopca następuje proces dewastacji: dziecko z miłego, otwartego i ciekawego świata, zmienia się w nieszczęśliwe, przerażone i wyalienowane. Po kilku dniach całkowicie odmawia jedzenia, nieustannie płacze i tuli się do dużego misia, chowając się pod nim. Kiedy matka przychodzi wreszcie, by go odebrać, John ucieka od niej i patrzy na nią z goryczą. To było tylko osiem dni. Dla małego, 17-miesięcznego człowieka, aż osiem”.

Odkrycia Bowlby’ego, Spitza oraz innych uczonych wpłynęły na zmianę prawodawstwa w USA i Wielkiej Brytanii, zainspirowały też podjęcie dalszych badać nad mechanizmem przywiązania i wpływem zaburzeń więzi na całe życie człowieka. Zdaniem naukowców małe dzieci oddawane pod opiekę instytucjonalną nie przyzwyczajają się wcale do braku mamy czy taty, lecz wskutek okoliczności i stresu wypierają niektóre potrzeby i tracą pewne odruchy, np. przywierania i patrzenia: odpychają, nie patrzą w oczy. Stają się apatyczne lub rozdrażnione, zaczynają mieć problemy ze spaniem, tracą łaknienie, wymiotują. I bardzo często chorują – separacja z matką uderza bowiem we wszystkie biologiczne systemy malca.

Także inny amerykański psycholog, Jay Belsky, dowodzi, że bardzo rozległa i wczesna opieka pozarodzicielska może wiązać się ze znacznym ryzykiem skrzywienia relacji na linii rodzic-dziecko. Jego zdaniem im więcej czasu pociechy spędzają w żłóbku, tym więcej wykazują zachowań antyspołecznych, takich jak kłótliwość, bójki, wandalizm, kłamanie, zastraszanie innych, okrucieństwo, nieposłuszeństwo, płaczliwość. Z badań wynika też, że nastolatki, które przekroczyły piętnasty rok życia, wychowywane w żłobkach, częściej sięgają po alkohol i papierosy oraz eksperymentują z narkotykami. Częściej też dopuszczają się kradzieży i ataków przemocy.

Jeszcze inne analizy, opisane w książce Erica Jensena “Teaching with a Brain in Mind” (Nauczanie z myślą o mózgu), wskazują, że mózg jest jedynym systemem w organizmie, który nie wraca do swego pierwotnego sposobu funkcjonowania po ustaniu traumy, lecz funkcjonuje według nowego wzorca – adaptacji do warunków traumatycznych. Dlatego fundowanie dzieciom silnego i przewlekłego stresu jest działaniem niewskazanym, a dla większości malców pobyt w żłobku wiąże się z silnym stresem.

Również polscy eksperci zwracają uwagę na niekorzystny wpływ żłobków na rozwój małego człowieka. Jednak ich głos jest słabo słyszalny. Podczas dyskusji w Polsce nad ustawą żłobkową prof. Irena Namysłowska, krajowy konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, pisała:

“[…] Bez dobrego, bezpiecznego przywiązania nie jest możliwy ani prawidłowy rozwój emocjonalno-społeczny dziecka, ani też jego rozwój umysłowy w związku z interakcją pomiędzy przywiązaniem a kształtowaniem się mózgu. Nawet najlepszy żłobek, dobrze wyposażony i zatrudniający wykształcony i zaangażowany persolen, nie jest w stanie zastąpić zindywidualizowanej relacji rodzic-dziecko w bezpiecznym, stałym otoczeniu domowym, a nie instytucjonalnym. Wyniki badań wskazują, że zaburzenie więzi dziecko-rodzic może być prekursorem wystąpienia zaburzeń emocjonalnych i psychicznych w okresie dziecięcym, dorastania i w okresie dorosłości. […] Co więcej, tak wczesne umieszczanie niemowlęcia w żłobku grozi przedwczesnym kontaktem z chorobami, także zakaźnymi, a więc wiąże się z potencjalnie większymi nakładami na opiekę medyczną […]”.

Co robić, gdy nie ma wyboru?

Z badań wynika więc, że zbyt wczesne oddanie malca pod opiekę instytucjonalną wcale nie musi go uspołecznić, a wręcz może zaszkodzić jego kruchej psychice. Co jednak poradzić mamom, które nie mają wyjścia?
Dorota Gruchalska opowiada, że jej Michałek “poszedł do żłobka, ponieważ nie było innego wyboru”. Dorota jest samotną mamą i musi zarabiać na życie. – Gdybym miała wybór, nie posłałabym go jeszcze do żłóbka – relacjonuje. I to jest najczęstsza motywacja młodych matek. Po prostu nie mają wyjścia. Dorota Gruchalska przyznaje, że choć wie, iż placówka, do której chodzi Michałek, jest jedną z lepszych w Warszawie, a dzieci mają tam wiele atrakcji – od koncertów muzycznych, poprzez teatrzyki, rytmikę, zajęcia plastyczne – to jednak są sytuacje, kiedy żałuje, że nie może być przy swoim synku.

– Początkowo Michałek na żłobek reagował dobrze, choć bywał agresywny w stosunku do rówieśników, prawdopodobnie tak odreagowywał stres. Jednak teraz, choć mamy za sobą prawie rok żłobkowania, nadal rano są płacze pt. “Nie chcę do żłobeczka”, z histerią włącznie.Na takie sytuacje radzi reagować Sylwia Kępińska, która sama prowadzi miniżłobek, bardziej domowy klubik malucha. Jej zdaniem mama musi wsłuchiwać się w to, co mówi maleńkie dziecko, i reagować na każdy niepokojący sygnał.

Marta Mauer-Włodarczak, psycholog z poradni SENSiTy, która sama jest mamą trójki urwisów, twierdzi, że dzieci do trzeciego roku życia potrzebują kontaktu z osobą dorosłą jeden na jeden. – Jeśli nie może być mama, to lepiej, żeby była to niania, która poświęci małemu uwagę. W żłóbku panują prawa dżungli. Lepiej radzą sobie silniejsi. Nagle w jednym miejscu znajdują się maluchy, które są wychowane w różnych środowiskach, w różnych hierarchiach wartości.

Marta Mauer-Włodarczak uważa, że dziecko do trzeciego roku życia jest jak masa plastyczna. – Można wyprostować wiele jego negatywnych zachowań, napompować je poczuciem własnej wartości, akceptacji, samodzielności i odpowiedzialności, co zaprocentuje w przyszłości, ale również w tym okresie można bardzo wiele przeoczyć i stracić. Panie w żłobku, mimo szczerych chęci, nie są w stanie zaspokoić potrzeb emocjonalnych malucha. Kiedy jedno się przewróci i płacze, nikt nie może poświęcić tyle czasu, ile mam, bo trzeba biec i ratować z opresji inne.
Może więc, jeśli już trzeba, lepiej oddać pociechę w ręce sprawdzonej, zaufanej opiekunki. Jak ją znaleźć – to już całkiem inna historia. Jednak mam w tej dziedzinie wspaniałe doświadczenie i wiem, że dobra opiekunka, choć nigdy nie zastąpi mamy, może wspaniale stymulować rozwój dziecka.

Na koniec radę dla mam, które muszą lub chcą wrócić do pracy, ma Sylwia Kępińska:
– Szukajmy miejsca, które odda w miarę możliwości atmosferę w domu. Może lepiej zdecydować się na mniejszą, kameralną placówkę. Wiadomo, że wychowawczyni nigdy nie zastąpi mamy, podobnie jak nic nie zastąpi mleka matki. Jednak dobrze dobrany opiekun może ją dobrze imitować. I obserwujmy nasze dzieci.

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

Jesień życia Sensity.pl

“Pustostan” – o rodzicach dorosłych dzieci dla magazynu “Tylko dla dorosłych”

Przedstawiamy artykuł z udziałem Marty Mauer- Włodarczak, który ukazał się na łamach magazynu “Tylko dla dorosłych”.

————-

Pomidory sparzyłam, obierałam ze skóry, kroiłam na kawałki z pasją i zaciśniętymi szczękami. Ładowałam w słoiki. Żeby poradzić sobie z opuszczeniem, przerobiłam niemal pół tony!

Trudno mi nazwać to, co poczułam, kiedy mój syn zakomunikował: “Wyprowadzam się”. Złość? Niedowierzanie?
Dzieci tak szybko rosną… Komunał? Owszem, ale gorzko tego doświadczyłam na własnej skórze. Najpierw kawalerki kilka ulic od domu, trzy miesiące później córka wyjechała za granicę uczyć się i pracować. Zawsze chciałam, żeby byli samodzielni, ale dorośli zdecydowanie za szybko.

Nic mi się nie chce

Nieraz fantazjowałam, jak byli mali, że jak tylko dorosną, to ja wtedy… to my wtedy… och! To były marzenia ciągle odkładane na później. Aż tu nagle, po 22. latach, marzenia mogą się spełnić, zarówno ich, jak i moje. Czemu więc nie śpię po nocach, czas przecieka mi przez palce, nie mogę się skupić, nie chce mi się chodzić do pracy, nic mi się nie chce?

Wyprowadzka pierwsza – syn

Po rodzinnym przedyskutowaniu decyzji o wyprowadzce syna chciałam włączyć się w urządzanie jego kawalerki – miniatury domu rodzinnego. Na szczęście w porę uświadomiłam sobie – ze zdziwieniem! – że miałam dwa lata mniej niż on, gdy założyłam rodzinę.

No tak, moje dziecko wyprowadza się, bo chce żyć na własnych warunkach. Zabierze z domu najlepszy garnek, nasz ulubiony koc, ogołoci półki z książek… I, o zgrozo, sam będzie się utrzymywał, sam robił zakupy, sam będzie sobie organizował czas.

JA NIE BĘDĘ MU POTRZEBNA, ale… przecież o to chodzi! Odnieśliśmy jako rodzice sukces. Bo to jest sukces, gdy dziecko jest gotowe do samodzielnego życia. Tak się przekonywałam. I… złościłam się, że nie można tego zmienić.
Wchodziłam do jego pokoju, z którego ubyło tylko trochę rzeczy, i myślałam, że to na chwilę, że to jak wakacje, że niedługo wróci… I na razie, choć minął już rok, nic się w tym pokoju nie zmieniło.

Pół tony pomidorów

Żeby nikt nie poznał, jak mi jest trudno, rzuciłam się w wir pracy zawodowej i domowej. Myślałam, że domownicy nie zauważą mojej huśtawki nastrojów związanej z “opuszczeniem gniazda”, a jak zauważą, to łatwo zwalę winę na przemęczenie, brak wakacji albo inne okoliczności zewnętrzne.

Po pracy robiłam za duże zakupy do domu, a potem wpadłam na pomysł, by robić przetwory. Trzy razy w tygodniu jechałam na targ po 15 kg pomidorów, bo tyle mieści się w wózku “starszej pani” i się nie gniecie. Oficjalny domowy komunikat brzmiał: “żeby mieć na zimę prawdziwe domowe zapasy”, a nieoficjalny był wewnętrznym przykazaniem, żeby dziecku nie zatruwać życia propozycjami pomocy przy przeprowadzce i zakupach.

Pomidory sparzyłam, obierałam ze skóry, kroiłam na kawałki z pasją i zaciśniętymi szczękami! Gotowałam gęstą pulpę z ziołami. Kompulsywnie ładowałam w słoiki. Żeby poradzić sobie z wszechogarniającym opuszczenie, przerobiłam niemal pół tony pomidorów! Po dwóch miesiącach słoiki nie mieściły się w spiżarni, ale napięcie i głupia złość zniknęły.

Wyprowadzka druga – córka

Gdy jakoś uporałam się z wyprowadzką syna, córka zakomunikowała, że załatwiła sobie pracę i półroczny kurs francuskiego za granicą. Spakowała walizki i wyjechała z obietnicą codziennego widzenia w internecie. COŚ było nie tak. Był styczeń i nie było pomidorów do przerabiania w słoiki, więc po cichu płakałam w poduszkę. Wydawało mi się, że nie jestem już prawdziwą matką, nie mam dzieci, dom się rozpadł… Miałam ochotę siedzieć cały czas w JEJ pokoju przed ekranem JEJ komputera. Moim ratunkiem było to, że jej też było na początku trudno zaadaptować się do nowej sytuacji, więc wieczorami gadałyśmy na czacie nawet więcej niż w domu.

A za dnia dziwiłam się, że pranie trzeba zrobić raz w tygodniu, a nie codziennie. W lodówce więdła sałata, bo znowu zrobiliśmy za duże zakupy, zmywarka zapełniała się rzadziej i nie miał kto jej wypakować. I w domu było cicho, ciemno, pusto… Najsmutniejsze było to, że po pracy przychodziłam do domu i zza żadnych drzwi nie sączyły się żadne dźwięki. Nawet głośno grające radio nie było w stanie ożywić tej nagle za dużej przestrzeni.

Na szczęście pomocną rękę wyciągnął mąż. Zaczął od szukania dobrych stron mieszkania bez dzieci i znalazł ich sporo. Dlaczego dla niego to było łatwiejsze, do dziś nie wiem. Zaczął zapełniać nasz kalendarz wyjściami do kina, wyjazdami na weekendy, spotkaniami ze znajomymi, aż zaczęliśmy czuć się jak młode małżeństwo na przedłużających się wakacjach.

Gdy wcześniej oglądałam amerykańskie filmy, nieraz zastanawiałam się, co czują rodzice stojący na podjeździe, gdy ich dziecko pakuje manatki do samochodu i odjeżdża na studia, wesoło im machając. Jak będzie wyglądać ich dom? Jakie będzie ich życie? Teraz już wiem.

Matka + ojciec = melancholia

Opuszczeni przez dzieci? Co to za sformułowanie! Czy gdy dziecko się wyprowadza, opuszcza nas?

Junona lamcha-Grynberg: Poczucie pustki, depresja, nadmiar wolnego czasu, alkoholizm, agresja wobec współmałżonka to tylko niektóre słowa, które wynotowałam w związku z syndromem “pustego gniazda”. Podobno to typowe przypadłości. Naprawdę jest tak źle?

Marta Mauer-Włodarczak: Warto sobie powiedzieć na początku, że przeżywanie melancholii w tym czasie jest naturalne i że to minie.

Czy ten czas faktycznie jest tak ciężki dla rodzica?

“Jeśli rodzice dbają o związek, wspierają się, wówczas będą mogli zbierać owoce i rozwinąć skrzydła. Ale jeśli ich związek funkcjonował tylko wokół dziecka, to zostają z pustką. I za zwyczaj nie pozwalają dziecko się usamodzielnić. Jego niezależność powinna napawać ich dumą, a wywołuje paniczny lęk przed samotnością.
Często wyprowadzka dzieci zabiega się w czasie z zakończeniem aktywności zawodowej rodziców. Mierzą się z poczuciem bycia niepotrzebnymi w dwóch najważniejszych aspektach życia. Każdy może czuć się zagubiony. Ale nie można przelewać odpowiedzialności na dziecko. Wielu rodziców tak robi, wzbudzając u dziecka poczucie winy za to, że założyło swoją rodzinę i “porzuciło” matkę czy ojca. Takie zachowania mogą mieć dramatyczne konsekwencje, np. rozpad nowej rodziny dziecka.

My, rodzice, czasem zapominamy, że naszym zadaniem jest nauczenie dziecka, by radziło sobie bez nas. Jeśli boli nas, że nie prosi nas o radę czy pomoc, powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego mamy z tym problem. Jeśli to dziecko ma dostarczyć nam poczucie bycia potrzebnym i ważnym, to znaczy, że mamy problem ze sobą, a nie z dzieckiem.

A samotna matka?

– Ma bardzo trudne zadanie. Przez cały okres wychowywania dziecka musi dbać o to, aby dziecko nie było jej całym światem. To wymaga dyscypliny, dbania o siebie, pielęgnowania relacji z przyjaciółmi. Dla mnie wszystkiego samotne matki to bohaterki.

Czy ojcowie i matki inaczej doświadczają “pustego gniazda”?

– Ojcowie zwykle lepiej realizują się zawodowo, nie uzależniają swojego być albo nie być od bliskiej relacji z dzieckiem. Kobiety częściej niż mężczyźni budują poczucie wartości na podstawie relacji z innymi. A relacja matka-dziecko jest najsilniejszą z możliwych. Większym problemem jest brak zaangażowania ojców w rodzinę. Mężczyźni zaczynają dostrzegać potrzebę bliższej relacji z dzieckiem zazwyczaj po pięćdziesiątce. Choć wtedy bywa już za późno – dzieci, które podczas dorastania nie doświadczyły bliskiej relacji z ojcem, w dorosłym życiu mogą tę nagłą bliskość odrzucić.

Często po wyprowadzce dziecka zaczyna się kryzys małżeński.

– Jeśli do tej pory rozmowy rodziców dotyczyły głównie spraw związanych z dzieckiem, nagle okazuje się, że nie mają wspólnych tematów. Każde z osobna przeżywa swoją tragedią związaną z byciem niepotrzebnym, nawet porzuconym. Potrzebują wsparcia, ale zamiast podać sobie rękę, wylewają na siebie morze frustracji i obarczają winą za swoje złe samopoczucie.

Ale dla wielu małżeństw to okres rozkwitu związku. Rodzice czekają na wyprowadzkę dziecka, bo zostają wówczas zwolnieni z większości obowiązków, finansowych zobowiązań, stają się wyłącznymi dysponentami swojego wolnego czasu.

Gdzie ma szukać wsparcia rodzic opuszczony przez dzieci?

– Powiedziałaś “opuszczony przez dzieci”. Czy gdy dziecko się wyprowadza, opuszcza nas? Może to nieodpowiednie słowo? Dziecko zmienia adres, ale nie znika z naszego życia. To czas na nadanie tej relacji bardziej partnerskiego wymiaru. A pomocy najlepiej w pierwszej kolejności szukać u partnera. Ale na to, żebyśmy w tym przełomowym momencie potrafili się wesprzeć, musimy zacząć pracować dużo wcześniej.

Czy warto w tym momencie pójść do psychologa, terapeuty?

– Warto. Psycholog pomoże nam zrozumieć siebie, nasze często niekontrolowane zachowania, których się wstydzimy. A także nazwać emocje i znaleźć ich przyczynę. Każdy problem ma swoją przyczynę. Największy lęk odczuwamy wtedy, kiedy nie rozumiemy, co się z nami dzieje.

 

Masz podobny kłopot? Skutecznie pomagamy parom i rodzinom pokonywać kryzysy!

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…

10 najważniejszych sygnałów, kiedy należy zgłosić się na terapię małżeńską Sensity.pl

10 najważniejszych sygnałów, kiedy należy zgłosić się na terapię małżeńską

  1. Powtarzające się kłótnie na ten sam temat, z podobnym przebiegiem

    Masz poczucie, że kolejna kłótnia zaczyna się w ten sam sposób, co poprzednia i tym samym się kończy? To znaczy, że powtarzacie ten sam schemat.

    Terapeuta pomoże Wam wyjść poza schemat i usunąć zniekształcenia w komunikacji, aby móc skupić się na merytorycznej rozmowie i rozwiązać problem.

  2. Gęsta atmosfera, milczenie, rozmowy dyplomatyczne

    Wiesz, że macie problem, ale chowacie go pod dywan i staracie się przeczekać. Jednak strategia przeczekania powoduje tylko poczucie pustki i coraz większej samotności?

    Terapeuta pokaże Wam mechanizmy, które powodują unikanie konfrontacji i nauczy konstruktywnych metod stawiania czoła konfliktom.

  3. Brak seksu

    Jakość życia intymnego jest zazwyczaj wypadkową jakości relacji emocjonalnej. Jeśli unikacie zbliżeń, to prawdopodobnie w Waszym związku brakuje poczucia zrozumienia, bycia ważnym i atrakcyjnym. Bliskość intymna ściśle wiąże się także z poczuciem bezpieczeństwa i zaufania.

    Aby poprawić jakość życia seksualnego terapeuta sprawdzi, czy potraficie zaspokajać wzajemnie swoje potrzeby na pozostałych obszarach Waszej relacji i czy w ogóle rozumiecie potrzeby nie tylko partnera, ale w pierwszej kolejności własne.

  4. Zdrada

    Zdradzasz lub jesteś zdradzany? To trudne doświadczenie, ale wcale nie musi oznaczać końca związku. Zdrada nie bierze się znikąd. Zwykle jest efektem długotrwałego poczucia bycia nieważnym, nieatrakcyjnym (nie chodzi tylko o wygląd fizyczny) lub zaniedbanym przez partnera. Nierzadko bywa próbą podbudowania poczucia własnej wartości lub krzykiem bezsilności.

    Dlatego, dla terapeuty sama zdrada nie jest sednem problemu, a jego konsekwencją. Terapeuta skupi się na problemach, które do tej zdrady doprowadziły i pomoże je rozwiązać, tak, aby małżonkowie zaczęli budować związek na zaufaniu, umiejętnym zaspokajaniu wzajemnych potrzeb oraz zwiększaniu poczucia wzajemnej atrakcyjności.

  5. Życie obok siebie, ale nie razem

    Masz poczucie, że wszystko co Was łączy to wspólny dom i kredyt? To jeden z najpoważniejszych symptomów kryzysu w związku! Wbrew pozorom, życie obok siebie może być dużo poważniejsze w skutkach, niż zdrada. Żyjąc obok siebie, ale nie razem pozwalacie na to, żeby związek umierał. Uczycie się wyciszać swoje własne potrzeby i tłumić emocje, aż sami stajecie się pogorzeliskiem.

    Dla terapeuty oznacza to ciężką pracę nad wskrzeszeniem iskry, która kiedyś Was połączyła. Będziecie pracować nad odnalezieniem wspólnych zainteresowań, nad rozbudzeniem zmysłowości oraz wzajemnej fascynacji. Nie zabraknie również określenia wspólnych celów, zasad funkcjonowania w związku oraz nauki umiejętnego zaspokajania wzajemnych potrzeb.

  6. Gdy jedynym rozwiązaniem problemu wydaje się separacja

    Rozstanie nie rozwiąże problemu. Jeśli stanęliście wobec sytuacji, która wydaje się beznadziejna, znaczy, że wyczerpaliście pomysły na jej rozwiązanie, ale nie musi być to jednoznaczne z tym, że sytuacja naprawdę nie ma wyjścia. Bardzo często, tkwiąc w emocjonalnym wirze, zaczynamy myśleć tunelowo i trudno nam przyjąć szerszą perspektywę, dlatego nie znajdujemy konstruktywnych rozwiązań.

    Terapeuta pomoże w zrozumieniu przyczyny problemu i znalezieniu możliwości jego rozwiązania. Nie ma sytuacji, z których nie ma wyjścia. Zdarza się jedynie, że małżonkom brakuje motywacji do ich szukania.

  7. Negatywna komunikacja

    Poniżanie, ironizowanie, ignorowanie, ujawnianie intymnych spraw współmałżonka na forum rodziny, czy znajomych. To formy słownej przemocy. Takie zachowania są zazwyczaj przejawem głębokiego żalu i poczucia krzywdy, tłumienia emocji,  jednocześnie braku umiejętności rozmawiania o problemach wprost i ich rozwiązywania.

    Zadaniem terapeuty będzie nazwanie problemu po imieniu oraz wyciągnięcie komunikacji zakodowanej na poziom komunikacji jawnej i bezpośredniej.  Terapia będzie polegała również na rozpoznawaniu i nazywaniu emocji oraz komunikowaniu własnych potrzeb i uwrażliwieniu na potrzeby drugiej strony.

  8. Różnice w podejściu do wychowywania dzieci

    Uważasz, że Twój współmałżonek jest zbyt surowy, albo zbyt pobłażliwy wobec Waszego dziecka? Często gryziesz się w język, żeby nie podważać autorytetu rodzica w oczach dziecka, ale masz poczucie, że sprawa powinna zostać inaczej załatwiona?Czujesz się odstawiony na boczny plan i masz niewiele do powiedzenia w sprawach dotyczących dziecka? A może masz poczucie, że dziecko stało się ważniejsze od Ciebie?

    Wbrew pozorom, to ważny problem i nie wolno go lekceważyć, bo w wielu  przypadkach doprowadził już do rozpadu rodziny. To, jak funkcjonujecie jako rodzice, bardzo silnie przekłada się na to, jak funkcjonujecie jako małżeństwo.  Dlatego, wypracowanie wspólnego pomysłu na wychowywanie dziecka, będzie głównym tematem terapii. Z kolei budowanie wspólnego frontu wobec dziecka będzie intensywnym treningiem komunikacji w związku, co siłą rzeczy przełoży się na umocnienie relacji małżeńskiej.

  9. Brak wspólnych celów

    Czujesz, że dryfujecie? Niby niczego Wam nie brakuje, ale z drugiej strony nic się nie dzieje? Rutyna dnia codziennego zaczyna Cię przytłaczać? Każdy dzień taki sam, spokój, marazm…. beznadzieja?

    Związek musi się rozwijać. Jeśli stoi w miejscu, to usycha. Każde małżeństwo powinno mieć swoją własną ścieżkę z własnymi drogowskazami. Na terapii odkurzycie zapomniane marzenia, skupicie się na odłożonych na później potrzebach i określicie cele, które jako małżeństwo możecie krok po kroku zacząć realizować.

  10. Rozbieżności w dysponowaniu finansami

    Uważasz, że Twój partner w nieodpowiedzialny sposób dysponuje wspólnymi środkami? A może, po latach wyrzeczeń, dorabiania się chcesz po prostu pożyć, skorzystać z ciężko zarobionych pieniędzy, ale Twój partner odkłada każdy grosz na “czarną godzinę” mimo tego, że Twoim zdaniem nie ma takiej potrzeby? Może boli Cię rozdzielność majątkowa, bo odbierasz ją jako brak zaufania i brak poczucia bezpieczeństwa?

    Zazwyczaj, w takich sytuacjach pieniądze są kwestią wtórną. Najczęściej u źródła problemu leżą głęboko zakorzenione zniekształcone przekonania na temat relacji z drugą osobą, problemy związane z lękiem lub niskim poczuciem własnej wartości. Dlatego terapeuta, w pierwszej kolejności skupi się na odkryciu prawdziwych przyczyn problemu i na ich rozwiązaniu, na pracy nad poprawą komunikacji i zaufania w związku.

Pamiętajmy, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Są jedynie sytuacje, w których małżonkom brakuje motywacji do pracy.

 

Masz podobny kłopot? Skutecznie pomagamy parom i rodzinom pokonywać kryzysy!

Marta Mauer-Włodarczak - psychoterapeuta par

Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…