“Pustostan” – o rodzicach dorosłych dzieci dla magazynu “Tylko dla dorosłych”
Przedstawiamy artykuł z udziałem Marty Mauer- Włodarczak, który ukazał się na łamach magazynu “Tylko dla dorosłych”.
————-
Pomidory sparzyłam, obierałam ze skóry, kroiłam na kawałki z pasją i zaciśniętymi szczękami. Ładowałam w słoiki. Żeby poradzić sobie z opuszczeniem, przerobiłam niemal pół tony!
Trudno mi nazwać to, co poczułam, kiedy mój syn zakomunikował: “Wyprowadzam się”. Złość? Niedowierzanie?
Dzieci tak szybko rosną… Komunał? Owszem, ale gorzko tego doświadczyłam na własnej skórze. Najpierw kawalerki kilka ulic od domu, trzy miesiące później córka wyjechała za granicę uczyć się i pracować. Zawsze chciałam, żeby byli samodzielni, ale dorośli zdecydowanie za szybko.
Nic mi się nie chce
Nieraz fantazjowałam, jak byli mali, że jak tylko dorosną, to ja wtedy… to my wtedy… och! To były marzenia ciągle odkładane na później. Aż tu nagle, po 22. latach, marzenia mogą się spełnić, zarówno ich, jak i moje. Czemu więc nie śpię po nocach, czas przecieka mi przez palce, nie mogę się skupić, nie chce mi się chodzić do pracy, nic mi się nie chce?
Wyprowadzka pierwsza – syn
Po rodzinnym przedyskutowaniu decyzji o wyprowadzce syna chciałam włączyć się w urządzanie jego kawalerki – miniatury domu rodzinnego. Na szczęście w porę uświadomiłam sobie – ze zdziwieniem! – że miałam dwa lata mniej niż on, gdy założyłam rodzinę.
No tak, moje dziecko wyprowadza się, bo chce żyć na własnych warunkach. Zabierze z domu najlepszy garnek, nasz ulubiony koc, ogołoci półki z książek… I, o zgrozo, sam będzie się utrzymywał, sam robił zakupy, sam będzie sobie organizował czas.
JA NIE BĘDĘ MU POTRZEBNA, ale… przecież o to chodzi! Odnieśliśmy jako rodzice sukces. Bo to jest sukces, gdy dziecko jest gotowe do samodzielnego życia. Tak się przekonywałam. I… złościłam się, że nie można tego zmienić.
Wchodziłam do jego pokoju, z którego ubyło tylko trochę rzeczy, i myślałam, że to na chwilę, że to jak wakacje, że niedługo wróci… I na razie, choć minął już rok, nic się w tym pokoju nie zmieniło.
Pół tony pomidorów
Żeby nikt nie poznał, jak mi jest trudno, rzuciłam się w wir pracy zawodowej i domowej. Myślałam, że domownicy nie zauważą mojej huśtawki nastrojów związanej z “opuszczeniem gniazda”, a jak zauważą, to łatwo zwalę winę na przemęczenie, brak wakacji albo inne okoliczności zewnętrzne.
Po pracy robiłam za duże zakupy do domu, a potem wpadłam na pomysł, by robić przetwory. Trzy razy w tygodniu jechałam na targ po 15 kg pomidorów, bo tyle mieści się w wózku “starszej pani” i się nie gniecie. Oficjalny domowy komunikat brzmiał: “żeby mieć na zimę prawdziwe domowe zapasy”, a nieoficjalny był wewnętrznym przykazaniem, żeby dziecku nie zatruwać życia propozycjami pomocy przy przeprowadzce i zakupach.
Pomidory sparzyłam, obierałam ze skóry, kroiłam na kawałki z pasją i zaciśniętymi szczękami! Gotowałam gęstą pulpę z ziołami. Kompulsywnie ładowałam w słoiki. Żeby poradzić sobie z wszechogarniającym opuszczenie, przerobiłam niemal pół tony pomidorów! Po dwóch miesiącach słoiki nie mieściły się w spiżarni, ale napięcie i głupia złość zniknęły.
Wyprowadzka druga – córka
Gdy jakoś uporałam się z wyprowadzką syna, córka zakomunikowała, że załatwiła sobie pracę i półroczny kurs francuskiego za granicą. Spakowała walizki i wyjechała z obietnicą codziennego widzenia w internecie. COŚ było nie tak. Był styczeń i nie było pomidorów do przerabiania w słoiki, więc po cichu płakałam w poduszkę. Wydawało mi się, że nie jestem już prawdziwą matką, nie mam dzieci, dom się rozpadł… Miałam ochotę siedzieć cały czas w JEJ pokoju przed ekranem JEJ komputera. Moim ratunkiem było to, że jej też było na początku trudno zaadaptować się do nowej sytuacji, więc wieczorami gadałyśmy na czacie nawet więcej niż w domu.
A za dnia dziwiłam się, że pranie trzeba zrobić raz w tygodniu, a nie codziennie. W lodówce więdła sałata, bo znowu zrobiliśmy za duże zakupy, zmywarka zapełniała się rzadziej i nie miał kto jej wypakować. I w domu było cicho, ciemno, pusto… Najsmutniejsze było to, że po pracy przychodziłam do domu i zza żadnych drzwi nie sączyły się żadne dźwięki. Nawet głośno grające radio nie było w stanie ożywić tej nagle za dużej przestrzeni.
Na szczęście pomocną rękę wyciągnął mąż. Zaczął od szukania dobrych stron mieszkania bez dzieci i znalazł ich sporo. Dlaczego dla niego to było łatwiejsze, do dziś nie wiem. Zaczął zapełniać nasz kalendarz wyjściami do kina, wyjazdami na weekendy, spotkaniami ze znajomymi, aż zaczęliśmy czuć się jak młode małżeństwo na przedłużających się wakacjach.
Gdy wcześniej oglądałam amerykańskie filmy, nieraz zastanawiałam się, co czują rodzice stojący na podjeździe, gdy ich dziecko pakuje manatki do samochodu i odjeżdża na studia, wesoło im machając. Jak będzie wyglądać ich dom? Jakie będzie ich życie? Teraz już wiem.
Matka + ojciec = melancholia
Opuszczeni przez dzieci? Co to za sformułowanie! Czy gdy dziecko się wyprowadza, opuszcza nas?
Junona lamcha-Grynberg: Poczucie pustki, depresja, nadmiar wolnego czasu, alkoholizm, agresja wobec współmałżonka to tylko niektóre słowa, które wynotowałam w związku z syndromem “pustego gniazda”. Podobno to typowe przypadłości. Naprawdę jest tak źle?
Marta Mauer-Włodarczak: Warto sobie powiedzieć na początku, że przeżywanie melancholii w tym czasie jest naturalne i że to minie.
Czy ten czas faktycznie jest tak ciężki dla rodzica?
“Jeśli rodzice dbają o związek, wspierają się, wówczas będą mogli zbierać owoce i rozwinąć skrzydła. Ale jeśli ich związek funkcjonował tylko wokół dziecka, to zostają z pustką. I za zwyczaj nie pozwalają dziecko się usamodzielnić. Jego niezależność powinna napawać ich dumą, a wywołuje paniczny lęk przed samotnością.
Często wyprowadzka dzieci zabiega się w czasie z zakończeniem aktywności zawodowej rodziców. Mierzą się z poczuciem bycia niepotrzebnymi w dwóch najważniejszych aspektach życia. Każdy może czuć się zagubiony. Ale nie można przelewać odpowiedzialności na dziecko. Wielu rodziców tak robi, wzbudzając u dziecka poczucie winy za to, że założyło swoją rodzinę i “porzuciło” matkę czy ojca. Takie zachowania mogą mieć dramatyczne konsekwencje, np. rozpad nowej rodziny dziecka.
My, rodzice, czasem zapominamy, że naszym zadaniem jest nauczenie dziecka, by radziło sobie bez nas. Jeśli boli nas, że nie prosi nas o radę czy pomoc, powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego mamy z tym problem. Jeśli to dziecko ma dostarczyć nam poczucie bycia potrzebnym i ważnym, to znaczy, że mamy problem ze sobą, a nie z dzieckiem.
A samotna matka?
– Ma bardzo trudne zadanie. Przez cały okres wychowywania dziecka musi dbać o to, aby dziecko nie było jej całym światem. To wymaga dyscypliny, dbania o siebie, pielęgnowania relacji z przyjaciółmi. Dla mnie wszystkiego samotne matki to bohaterki.
Czy ojcowie i matki inaczej doświadczają “pustego gniazda”?
– Ojcowie zwykle lepiej realizują się zawodowo, nie uzależniają swojego być albo nie być od bliskiej relacji z dzieckiem. Kobiety częściej niż mężczyźni budują poczucie wartości na podstawie relacji z innymi. A relacja matka-dziecko jest najsilniejszą z możliwych. Większym problemem jest brak zaangażowania ojców w rodzinę. Mężczyźni zaczynają dostrzegać potrzebę bliższej relacji z dzieckiem zazwyczaj po pięćdziesiątce. Choć wtedy bywa już za późno – dzieci, które podczas dorastania nie doświadczyły bliskiej relacji z ojcem, w dorosłym życiu mogą tę nagłą bliskość odrzucić.
Często po wyprowadzce dziecka zaczyna się kryzys małżeński.
– Jeśli do tej pory rozmowy rodziców dotyczyły głównie spraw związanych z dzieckiem, nagle okazuje się, że nie mają wspólnych tematów. Każde z osobna przeżywa swoją tragedią związaną z byciem niepotrzebnym, nawet porzuconym. Potrzebują wsparcia, ale zamiast podać sobie rękę, wylewają na siebie morze frustracji i obarczają winą za swoje złe samopoczucie.
Ale dla wielu małżeństw to okres rozkwitu związku. Rodzice czekają na wyprowadzkę dziecka, bo zostają wówczas zwolnieni z większości obowiązków, finansowych zobowiązań, stają się wyłącznymi dysponentami swojego wolnego czasu.
Gdzie ma szukać wsparcia rodzic opuszczony przez dzieci?
– Powiedziałaś “opuszczony przez dzieci”. Czy gdy dziecko się wyprowadza, opuszcza nas? Może to nieodpowiednie słowo? Dziecko zmienia adres, ale nie znika z naszego życia. To czas na nadanie tej relacji bardziej partnerskiego wymiaru. A pomocy najlepiej w pierwszej kolejności szukać u partnera. Ale na to, żebyśmy w tym przełomowym momencie potrafili się wesprzeć, musimy zacząć pracować dużo wcześniej.
Czy warto w tym momencie pójść do psychologa, terapeuty?
– Warto. Psycholog pomoże nam zrozumieć siebie, nasze często niekontrolowane zachowania, których się wstydzimy. A także nazwać emocje i znaleźć ich przyczynę. Każdy problem ma swoją przyczynę. Największy lęk odczuwamy wtedy, kiedy nie rozumiemy, co się z nami dzieje.
Marta Mauer-Włodarczak jest właścicielem poradni Sensity.pl, w której prowadzi terapię par i małżeństw, a także konsultacje dotyczące problemów wychowawczych. Czytaj więcej…
Znam te uczucia.. Córka nagle wyprowadziła się, rzuciła studia. Uporałam się z tym. Teraz wyjeżdżają z mężem i dzieckiem za granicę. Smutno mi, że nie będę już codziennie opiekować się wnuczką, pomagać im, że nie będę ich widywać i mam poczucie winy, że w ogóle takie emocje nachodzą mnie. Oczywiście dzieci nic o tym nie wiedzą. A wien, że to ich życie, ale dla mnie wszystko traci sens.