Otwartość na psychiczne zranienia – co to znaczy?
Cierpieć z sensem lub bez sensu?
Wbrew temu, co może sugerować tytuł artykułu, nie będzie to tekst o “nadwrażliwcach”, ani osobach mających za sobą “trudne dzieciństwo”, czy różne traumy. Tematem są urazy, zranienia i traumy nie do uniknięcia, towarzyszące życiu. Freud zauważył, że infantylne marzenie o życiu bez cierpień i życie zgodne z “zasadą przyjemności” (Lustprinzip), to główni odpowiedzialni za nasze cierpienia i do tego na ogół bezsensowne. Uniknąć po prostu się nie da, mimo że nasze “wewnętrzne dziecko” bardzo by chciało. Mamy więc niejako do wyboru: cierpieć z sensem lub bez sensu.
Co oznacza ciepieć “z sensem”?
Takie cierpienie “z sensem” towarzyszy przede wszystkim każdej sytuacji, w której prawdziwie otwieramy się na innych. Taką najważniejszą sytuacją egzystencjalną “otwarcia się” jest miłość. Miłość wystawia jednak na ryzyko zranienia, a praktycznie na jego pewność. Jeśli kochasz – wystawiasz się na ryzyko zranienia. Sporo pisze o tym John Eldridge. Przypomina, że zakochanie się, miłosny związek, małżeństwo, posiadanie dzieci, rodziny, zaangażowanie emocjonalne w działalność na rzecz innych w sposób naturalny pociągają za sobą niepokój, obawy, niespełnione nadzieje, tęsknotę. A jeszcze do tego możliwość zdrady, rozstania, choroby, wypadki, etc.
O tym, dlaczego cierpienia nie da się unkinąć
Strategia ciągłego “zabezpieczania się” nigdy się nie sprawdza. Eldredge przytacza przykład małżeństwa, które za wszelką cenę chciało uniknąć ryzyka cierpienia w swoim życiu. Nie zdecydowali się na dzieci, bo mogą chorować, umrzeć, mieć wypadek, a jak dorosną – opuszczają rodziców. To może pies lub kot? Nie, bo też kłopoty, choroby… Poza tym zwierzę żyje krócej niż człowiek, więc potem pozostaje smutek, bo piesek zdechł. Więc skoro pies nie, to może ogród i kwiaty, krzewy i drzewa? Ale to tyle pracy, tak długo się czeka na efekty, a poza tym te szkodniki, grad i przymrozki… Skończyło się na samotnym szarym życiu w czterech ścianach smutnego, pustego domu bez życia.
Gdy już mamy dzieci, chcemy wszystko zaplanować, zaszczepić na wszystkie możliwe choroby, dawać wszystkie potrzebne odżywki, witaminy, zapewnić najlepsze przedszkola i szkoły, zajęcia pozalekcyjne, rozrywki, wyjazdy, gażety, studia i pracę. Mit zaspakajania potrzeb i racjonalności oparty jest na iluzji , że “Ja” mogę, powinienem i MUSZĘ zabezpieczyć, zapewnić, przewidzieć, zaplanować, zrealizować, przejmować się. Wtedy uniknę ryzyka …. (?!). Narasta nerwicowe napięcie, brak czasu dla dzieci, przemęczenie i niepokój.
Warto przyjąć ryzyko, otworzyć się na niepewność, otworzyć na tę drugą osobę, którą przecież kochamy. Kłopoty i tak przyjdą – może lepiej nie koncentrować większości życia wokół ich unikania. To oczywiście nie jest zachęta do bezmyślności i braku starań o najbliższych. To zachęta do pogodzenia się z życiem i skupienia na tym, co ważne.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!