Cierpienie w związku. Czy warto kochać jeśli miłość jest źródłem cierpienia?
Cierpienie w związku może być czymś rozwojowym, ale też niebezpiecznie przekroczyć granicę. W artykule dowiesz się czy cierpienie w związku bywa potrzebne i o czym może świadczyć.
Nieszczęśliwa miłość
Miłość nieszczęśliwa była charakterystyczna dla epoki romantyzmu, ale wynikała z ówczesnych warunków, m.in. nakazu małżeństwa z woli rodziców, aby łączyć rody. Tak więc miłość erotyczna z założenia była nieszczęśliwa, ponieważ zlokalizowana poza małżeństwem.
Wydaje się, że w naszym kręgu kulturowym nieszczęśliwa miłość odgrywa bardzo ważną rolę. Oczywiście nieszczęśliwa miłość bywa impulsem w powstawaniu wielkich dzieł czy czynnikiem, które może prowadzić do rozwoju osobowości. Niestety w wielu przypadkach wiedzie ona do skutków przeciwnych: do depresji, załamania psychicznego, alkoholizmu czy samobójstwa.
Czym jest cierpienie?
Według Encyklopedii PWN cierpienie to subiektywne przeżycie, które ma swoje źródło w różnego rodzaju brakach, niespełnionych pragnieniach, w przesycie powodującym nudę, w wysiłku towarzyszącym twórczości, namiętnościach powstających w relacjach międzyludzkich i braku tych relacji, w tragicznych zdarzeniach losu. Życie ludzkie bez cierpienia jest niemożliwe, jest to bardzo uniwersalne doświadczenie.
Jednak cierpienie jest czymś innym niż ból. Bólowi można przeciwdziałać, natomiast w cierpieniu doświadczamy bezradności. Cierpimy, gdy czujemy się bezsilni wobec tego z czym się mierzymy, wobec czego stajemy.
Generalnie nie chcemy cierpienia i chcielibyśmy, aby cierpienia było jak najmniej. Chyba, że jest się masochistą, ponieważ cierpienie sprawia im rozkosz. Ale to już historia zupełnie na inny artykuł.
Cierpienie w miłości
Miłość niesie ze sobą wiele emocji. Jeżeli nasze uczucie jest odwzajemnione, czujemy się szczęśliwi. Jeżeli nas zdradzono, czujemy wściekłość, jeżeli telefon milczy, czujemy smutek, żal.
Można wyróżnić dwa przeciwstawne obozy: tych, którzy chcą kochać na drodze likwidacji cierpienia („Jeżeli cierpienie się pojawia, bierz nogi za pas!”) i tych, którzy głoszą „Im więcej cierpienia, tym miłość jest doskonalsza!”, bo „miłość jest niepokojem”.
Ale czy faktycznie tak jest? Wydaje się, że obydwa podejścia są błędne. Cierpienie może być czymś rozwojowym, ale brak proporcji może sprawić, że cierpienie po przekroczeniu pewnej granicy odporności danej osoby, zakłóci jej funkcjonowanie, a w dalszym następstwie może wywołać chorobę.
Na wspólne życie uczuciowe składa się wiele czynników: uczucia i myśli poszczególnego człowieka, przekonania jakie mają na temat siebie, innych ludzi i świata (które rodzą się w toku różnych interakcji z innymi ludźmi), różne oczekiwania i wymagania wobec partnera/partnerki, a także różne podejścia do zasad współżycia. Stąd przebieg procesów uczuciowych często przebiega nierównomiernie, dlatego miłość może rodzić cierpienie.
Cierpienie w związku – o czym to może świadczyć?
Jeżeli uznaję, że miłość to dawanie bez umiaru, mogę nieustannie dawać i przekraczać swoje granice. W myśl zasady „ja się poświęcę” (samopoświęcenie – osobny artykuł na ten temat). Jeżeli uznaję, że miłości ciągle jest mało albo jej dowody są niewystarczające, mogę zadręczać partnera/partnerkę ciągłymi pretensjami.
Źródło cierpienia w związku bierze się również z konfliktów, co nierzadko prowadzi do przemocy.
Cierpienie w związku mówi nam o jakimś braku, o jakiejś nierównowadze. Wówczas warto się temu przyjrzeć, zastanowić gdzie tkwi źródło tej nierównowagi i poszukać pomocy.
Czy warto kochać, jeśli miłość jest źródłem cierpienia?
To bardzo trudne pytanie, nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi. Każda historia jest inna, tak jak ludzie którzy ją tworzą. Jeżeli cierpienie wynika z różnic między dwojgiem ludzi lub oczekiwań, które pozostają niespełnione, to warto nad związkiem pracować i szukać rozwiązań.
Mogę kochać, ale mogę nie zgadzać się na zachowanie partnera/partnerki, które powoduje moje cierpienie. W imię miłości mogę oczekiwać, że partner czy partnerka owe zachowanie zmieni. Ale jeżeli nic się tutaj nie zmienia, to warto zadać sobie pytanie czy ta miłość mi służy? Czy ta miłość powoduje mój rozwój/wzrost czy wręcz przeciwnie, powoduje że „karłowacieję”? Czy jest możliwe, aby z cierpienia którego doświadczam uczynić szczebel rozwojowy, który będzie pogłębiał moje więzi z drugim człowiekiem?
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!