Małżeństwa zwlekają z terapią do sytuacji OKOŁOROZWODOWEJ – dlaczego tak długo i czym to skutkuje?
Do gabinetu poradni małżeńskiej często przychodzą małżonkowie, z których przynajmniej jedno podjęło już decyzję o rozwodzie. Przychodzą, aby mieć czyste sumienie, że zrobili wszystko (włączając w to zgłoszenie się na terapię), co było w ich mocy, aby uratować małżeństwo.
Wygląda jednak na to, że czekając tak długo z podjęciem terapii zrobili wszystko, aby kryzys urósł do takiego stadium, że już prawie nie mogą na siebie patrzeć. Tak, jakby chcieli utwierdzić się we własnym przekonaniu, że są niedobranym małżeństwem i nawet terapia nie zdoła im pomóc albo jakby szukali u terapeuty potwierdzenia, że wręcz powinni się rozstać. Niekiedy jedno z małżonków na pierwszej wizycie u terapeuty mówi wprost, że między nimi wydarzyło się tyle złego, że on/ona nie chce już walczyć o ich związek – to jeszcze bardziej utrudnia sytuację danego małżeństwa.
Dlaczego małżeństwa zwlekają ze zgłoszeniem się na terapię?
Przyczyny tego mogą być różne, na przykład:
- myślą, że jakoś samo się ułoży i dadzą sobie radę sami,
- nie chcą upubliczniać tego, że mają problem małżeński,
- żyją w przekonaniu, że problemy rodzinne powinno się rozwiązywać w domu,
- wstydzą się przyznać do tego, że nie radzą sobie w małżeństwie,
- wstydzą się poprosić o pomoc specjalistę,
- wiernie powielają wzorce postaw swoich rodziców,
- uważają, że “na leczenie” do psychologa zgłaszają się wyłącznie ludzie mający zaburzenia psychiczne, a zdrowi sami sobie radzą z problemami,
- twierdzą, że po stronie partnera jest wina, więc niech partner “leczy się” u psychologa,
- im są starsi wiekiem, tym większy mają opór przed terapią.
Brak podejmowania działań naprawiających relację partnerską powoduje, że problem narasta i utrwala się
Małżonkowie żyjąc w toksycznych schematach oddalają się od siebie, walczą ze sobą, ranią się wzajemnie i rośnie między nimi mur negatywnych emocji. Słabnie też wiara małżonków w powodzenie jakichkolwiek sposobów poprawiania ich relacji, więc podświadomie sami spisują swój związek na straty.
Im później na terapię – tym gorzej, czyli trudniej i dłużej
Skutki zbyt późnego zgłoszenia się na terapię pary są takie, że efekty jej przychodzą wolno, a w jej pierwszym etapie terapeuta musi koncentrować swoje działania na motywowaniu małżonków (lub jednego z nich) do pracy nad związkiem, co znacznie wydłuża czas trwania terapii.
“Terapia nie jest w stanie wskrzesić małżeństwa, które już umarło, ale może i powinna pomóc małżeństwu choremu” – tak napisała Dorothy R. Freeman w swojej książce “Kryzys małżeński i psychoterapia”. Podobnie jak z chorobą – im wcześniej jest wykryta, tym lepsze rokowania na wyleczenie z niej. Małżonkowie powinni więc zgłaszać się na terapię na początku kryzysu w związku, gdy problem w relacji nie jest jeszcze utrwalony i oboje małżonkowie są zmotywowani do naprawy związku. Wtedy wystarczy terapia krótkoterminowa, aby uporać się z problemem.
Zdarza się tak, że pary przychodzą na terapię zapobiegając kryzysowi, chcąc poprawić jakość swojej relacji, przy czym nie ulega wątpliwości, że oboje chcą być ze sobą. Wtedy sukces w terapii to 100%!
Kryzys małżeński okazją do rozwoju
Podczas terapii małżonkowie dowiadują się o sobie czegoś nowego, nabierają świadomości o tym, czego powinni unikać, a na co położyć nacisk, aby żyło im się lepiej, zmieniają swoje zachowania i postawy, aby nie powielać negatywnych wzorców, np. tych wyniesionych z domu. Jest to więc czas rozwoju zarówno indywidualnego dla partnerów, jak i wspólnego dla ich związku.
Wraz z terapeutą małżonkowie analizują mechanizmy wyzwalające i podtrzymujące kryzys ich małżeństwa, co daje im nową wiedzę o tym, jakie mają potrzeby, jak je do tej pory komunikowali i zaspakajali, co ich frustrowało oraz co robić, aby było im ze sobą lepiej. Dowiadują się, jakie zachowania nieuchronnie do kryzysu prowadziły i co robić, aby w przyszłości tego uniknąć.
Można więc stwierdzić, że małżonkowie zyskują nową świadomość siebie dzięki temu, że wystąpił kryzys w ich związku, a po konstruktywnym jego przepracowaniu zaczynają funkcjonować na wyższym poziomie zarówno jako małżeństwo jak i indywidualnie. To jest właśnie ta pozytywna strona kryzysów, więc nie bójmy się ich tylko wykorzystajmy jako okazję do własnego rozwoju pamiętając, że początkowe stadium kryzysu jest najbardziej podatne na konstruktywną zmianę!
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!