Złe decyzje, życiowe porażki – jak sobie z tym poradzić?
Czy zdarzyło Ci się w życiu podjąć złą decyzję, doświadczyłeś porażki? Czy może konsekwencje złych wyborów życiowych sprawiły, że nie możesz uporać się z negatywnymi emocjami? W artykule dowiesz się, w jaki sposób poradzić sobie z porażkami i co zrobić, aby nie zniechęcały do dalszego działania i podejmowania wyzwań.
Życiowe porażki – jak radzić sobie z trudnymi emocjami?
Niezawodni amerykańscy naukowcy wyliczyli kiedyś, że każdego dnia podejmujemy ponad kilkaset decyzji. Oczywiście większość z nich nieświadomie i automatycznie – zaczyna się od sposobu wstawania z łóżka, mycia zębów, wybierania śniadania, ubierania się, itd.
Jeszcze nie wyszliśmy z domu, a już rozstrzygnęliśmy kilkadziesiąt dylematów. Taki strumień wyborów musi doprowadzić, nawet najdoskonalszą osobę, do ogromnej kolekcji tzw. „złych decyzji”. Oczywiście, waga większości z nich jest tak nikła, że przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Co jednak, jeśli sprawa dotyczy czegoś ważniejszego a konsekwencje okazują się bolesne i odczuwamy je jako porażkę?
Jeśli potrafimy umieścić ją w naszym cyklu doświadczenia, zintegrować z okolicznościami i powiedzieć sobie, że „nowa szansa czeka za rogiem”, to dysponujemy jedną z najważniejszych umiejętności życiowych. Wszystko co przeżywamy rozwija i powiększa wiedzę o nas samych. Brzmi pięknie, a przecież tak często porażka oznacza nasze cierpienie, lęk, zniechęcenie i raczej regres niż krok do przodu. Wiele napisano o zaletach nauki na własnych błędach (możecie o tym przeczytać więcej tutaj), jednak jak radzić sobie z trudnościami emocjonalnymi w takich sytuacjach?
Nastawianie do porażek – dlaczego jest ważne?
Zacznijmy od tego, że najczęściej ból związany z porażką jest w dużej części wyobrażeniem o konsekwencjach naszych decyzji. Żeby zrozumieć siłę tego procesu, wystarczy przypomnieć sobie trudne wydarzenia z odległej przeszłości i dostrzec, jak bardzo czas wpływa na nasze postrzeganie wydarzeń. Nierzadko coś, co kilkanaście lat temu odbieraliśmy jednostronnie i zdecydowanie jako tragedię, z dzisiejszej perspektywy wydaje się po prostu jednym z kamieni milowych życia. Nawet jeśli nie zmieniliśmy osądu co do wydarzeń, to często znacznie lepiej rozumiemy przyczyny takich a nie innych wyborów i mamy większą wyrozumiałość dla ówczesnych decyzji. Celnie nazywa to w swojej książce „Paradoks czasu” Philip Zimbardo:
„Nie wydarzenia z przeszłości najsilniej oddziałują na twoje życie. To twoje nastawienie wobec wydarzeń z przeszłości najsilniej oddziałuje na twoje życie.”
To zrozumiałe, że szukamy w życiu poczucia bezpieczeństwa i wewnętrznego spokoju. Gorzej jeśli, mając trudność z akceptacją dyskomfortu, zamieniamy doświadczenia na fantazje zbudowane na potrzebach i wyobrażeniach. Trzymając się kurczowo takich obrazów, narażamy się na niemal pewny rozdźwięk z rzeczywistością i cierpienie z tego płynące. Znacznie lepszą, choć nadal niełatwą, strategią jest gotowość szczerego i odważnego zmierzenia się z konsekwencjami naszych decyzji. Akceptacja, że w większości sytuacji wynikają one z połączenia naszych najlepszych chęci i naszych, jakże ludzkich, ograniczeń. Dlaczego tak trudno dopuścić do siebie myśl, że jeśli zrobiliśmy coś „źle”, to widocznie nie potrafiliśmy tego w danym momencie zrobić „lepiej”. Taka wyrozumiałość wobec siebie, pozwala dostrzec w sytuacji okazję do nauki – wyciągnięcia wniosków i spróbowania czegoś nowego – czyli „przeżycia” właśnie.
Porażka, jako element każdego sukcesu
Można prowokacyjnie powiedzieć, że każdy z nas dysponuje pewnym sposobem na unikanie porażek. Wystarczy z dużą determinacją trzymać się zasady, że „nie robimy nic”. Unikamy wyborów, wycofujemy z życia wszystko co nowe, nie podejmujemy żadnego ryzyka. Sto procent skuteczności w omijaniu porażek oznacza jednak także całkowity brak rozwoju. Od tej pory stoimy w miejscu i „cieszymy” się bezruchem. Czy taki scenariusz życiowy nie jest aby największą z możliwych porażek i najgorszą z możliwych decyzji? Specjaliści od psychologii sportu często pytają swoich podopiecznych, co jest przeciwieństwem zwycięstwa i uśmiechając się zagadkowo słysząc, że „porażka”. Bo naprawdę porażka jest elementem i to niezbędnym, każdego sukcesu! Jego przeciwieństwem jest przeciętność, stagnacja lub regres. Kto idzie do przodu, musi czasem się potknąć.
Nie chodzi wcale o to, by znieczulić się na trudne doświadczenie asymilacji błędów – to także wstrzymałoby nasz rozwój. Błąd, porażka ma boleć, ma być dyskomfortem, warto jednakże pamiętać, że:
- jeśli porażki są nieuniknione i jeśli rozumiemy (a tak jest najczęściej), że popełniają je inni – nasi bliscy, nasze dzieci – to my także mamy do nich PRAWO. Którego nikt, poza nami samymi nie może odebrać. Skorzystajmy z niego, pozwólmy porażce osadzić się w doświadczeniu, przyjrzyjmy się jej. Takie zbliżenie paradoksalnie powoduje urealnienie i zmniejszenie lęku, zamiast wyolbrzymiania czegoś trudnego, od czego odwracamy naszą uwagę;
- porażka to część naszego życia, a nie my w całości – nie określa nas ani nie zamyka w całkowitym podsumowaniu. Pomyślmy, ile innych doświadczeń składa się na naszą egzystencję, a zobaczymy że nawet największe potknięcie znika w nich jak topiąca się kra w oceanie;
- warto, choćby na chwilę, ująć porażkę w nawias. Na rozpaczanie zawsze jest czas. Dołóżmy starań aby przez moment obejrzeć ją okiem „naukowca” – zobaczyć jej historię, składowe, mniej widoczne procesy i efekty, wreszcie spróbować przewidzieć jej długofalowe konsekwencje – za rok, dwa lub nawet dziesięć, to naprawdę zmienia perspektywę;
- jeśli wszystko przemija, to w strumieniu czasu znika i porażka. Dziś żywa i bolesna, z każdym dniem będzie blaknąć i zacierać się pod wpływem nowych doświadczeń. Jeśli trudno wam w to uwierzyć, polecam przyjrzeć się historii każdej medialnej informacji, zaczynającej się od słów „pilne”, „uwaga” itp. Wstrząsające nagłówki żyją dziś krócej niż często powinny. Nawet gdybyśmy chcieli zatrzymać trudne doświadczenie porażki przy sobie, reszta świata dość szybko straci je z oczu;
- mamy innych – tak często najbardziej obawiamy się opinii, oceny, a jest wokół nas grono bliskich, którzy mogą dać nam wsparcie z dwóch, podstawowych powodów – zależy im na nas oraz sami wiedzą bardzo dobrze jak to jest popełniać błędy.
Rozpamiętywanie porażek = przepis na cierpienie
Rozpamiętywanie porażek to fałszywy wehikuł czasu – zabiera nas do przeszłości i trzyma w jej okowach, nie pozwalając w żaden sposób ingerować w przebieg tego co już się wydarzyło. To przepis na cierpienie. Ulga czeka na nas w rzeczywistości i teraźniejszości.
Wspaniale ujęła to Kobieta Pracująca, która jak pamiętamy „niczego się nie bała” – w jednym z ostatnich wywiadów Irena Kwiatkowska wyznała:
„Wielu ludzi tylko pozornie żyje tu i teraz, w rzeczywistości są mieszkańcami odległych czasów. Jedni żyją pięć lat temu, inni dwadzieścia albo nawet pięćdziesiąt. Rozpamiętują: »Szkoda, że nie wyjechałem do Ameryki… Chociaż może jednak lepiej, że zostałem… Ale z drugiej strony, gdybym wyjechał, byłbym bogaty«. (…) Człowiek jest wtedy tak zajęty rozpamiętywaniem, że teraźniejszość przechodzi mu koło nosa. (…) Dzisiaj na obiad było do wyboru: ryba albo kotlet. Wybrałam rybę. I zamiast zajadać ją ze smakiem, siedzę nad talerzem i płaczę, że może jednak kotlet byłby smaczniejszy. Bez sensu. Wybór zawsze wiąże się z utratą rzeczy, której nie wybraliśmy. Ale jeśli zaczynamy po niej rozpaczać, to nie mamy czasu dobrze zająć się tym, co wybraliśmy. Ani nie zjemy kotleta, ani nie nacieszymy się smakiem ryby. Żeby być szczęśliwym, trzeba kurczowo trzymać się teraźniejszości.”
Trudno o mądrzejsze słowa…
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!