Jak uczyć się na błędach i dlaczego warto to robić?
Każdy z nas potrafiłby zapewne przytoczyć jakąś mądrość odnoszącą się do chwalebnej sztuki uczenia się na błędach. Cytować jest łatwo. Tymczasem, kiedy to nasze własne starania napotykają przeszkodę, po której lądujemy na ziemi, rozczarowanie i dyskomfort doświadczenia potrafią być większe niż przysłowiowe siniaki. W momencie porażki trudno dostrzec pożytki z niej płynące, czujemy się dotknięci i osłabieni. I wcale nie mamy ochoty tak od razu zabierać się do następnej próby.
Po co nam te błędy?
Obserwując najmniejsze dzieci, od pierwszych miesięcy ich życia, widzimy wyraźnie jak każde ich osiągnięcie, każda nowa umiejętność okupowana jest przez całą serię nieudanych prób. Zanim radośnie zaklaszczą, machają nieskładnie rękami próbując trafić dłonią w dłoń. Zanim przejdą wreszcie pewnie kilka kroków, podejmują niestrudzenie dziesiątki prób zakończonych wywrotką, a później jeszcze ten rower… I jakoś nie mają z tym takich problemów jak dorośli. Tak jakby rozumiały, że wielokrotne fiaska są naturalnym elementem procesu nauczania.
Z czasem jednakże otoczenie zaczyna wymagać od małego odkrywcy coraz więcej. Kończy się okres radosnego wsparcia. Natomiast coraz częściej słychać krytyczne komunikaty, wskazujące na to, co zostało „źle zrobione”. Nasza kultura kładzie nacisk na poprawny wynik, głośno docenia sukces, nie wnikając jak został osiągnięty. W związku z tym, łatwo o wniosek, że to jakiś dar lub magiczna przewaga, dzieląca nas na zwycięzców i przegranych. Przez całą młodość uczymy się, że pomyłki są świadectwem słabości, czymś niepożądanym. Nawet szkoła koncentruje się na wynikach testów, a w nikłym stopniu na promowaniu i docenianiu wysiłku włożonego w naukę.
Istotą naszego poznania jest doświadczanie – poprzez kontakt z otoczeniem i innymi, tworzymy podstawy swojego postrzegania oraz rozumienia świata. Dzięki codziennej pętli bodźców, naszej reakcji na nie oraz odczuć, które te doświadczenia przynoszą, odkrywamy zasady kierujące rzeczywistością. Dostrzeganie, że nasze działania przynoszą określone wyniki i odkrywanie reguł ich wykorzystania, przeradza się w końcu w słynne „know-how”, trudne do jasnego opisania a odczuwane jako intuicyjna umiejętność skutecznej realizacji planów. Droga do tego miejsca prowadzi właśnie przez wyboistą drogę wypełnioną sukcesami i porażkami – jak inaczej moglibyśmy odróżnić sposoby skuteczne od tych bezowocnych.
W trakcie tej podróży nabywamy również innej, jakże ważnej właściwości – wiary we własne siły. Trudno ją trwale zbudować na samym przekonaniu o własnych umiejętnościach. Wręcz przeciwnie, trzymając się założenia o swojej nieomylności, narażamy się nieustannie na presję sukcesu i lęk przed niewystarczającą sprawczością. A przecież nie jesteśmy doskonali. Siła i odporność rodzi się z pokonywania słabości, z podnoszenia się z upadków, a nie z celebrowania przewagi. Przewagę można tylko stracić, zaś wspomnienia przełamania impasu, znalezienia wyjścia z trudnej sytuacji dają nam moc, potrzebną właśnie w kolejnej trudnej chwili.
Ale to boli!
Porażki po prostu bolą, narażają nas na zewnętrzną krytykę lub jeszcze gorzej, na oceny wewnętrznego sędziego. Pokazują naturalną dla człowieka słabość, niedoskonałość, której tak często próbujemy zaprzeczyć. Zaburzają upragniony obraz doskonałości, który wydaje się nam gwarantowanym źródłem szczęścia i satysfakcji. Dokładamy coraz więcej starań, aby uprzątnąć z naszej drogi życiowej jakiekolwiek pomyłki, widząc w nich zapowiedź nieokreślonej, a więc tym bardziej dramatycznej klęski.
Trzeba też przyznać, że realia współczesnego życia nie robią zbyt wiele miejsca na doskonalenie się poprzez niedoskonałości. Podtrzymujemy wzajemne wyobrażenia o nieomylnych oraz błyskotliwych karierach i życiorysach. Wydają się nam takie pociągające, że obraz cierpliwego wysiłku, konsekwentnie przełamującego ograniczenia, staje się całkowicie nieatrakcyjny. Jedno małe potknięcie i tracimy ochotę na pracę nad życiowym projektem, wyszukując jak najszybciej innego, tym razem już na pewno bezbłędnego.
W taki sposób rodzi się postawa oparta na strachu przed popełnianiem błędów. Skutkująca swoistą pętlą modelującą – nurtuje nas myśl, że coś się nie uda, więc wobec faktycznego fiaska zamiast zastanowić się nad jego przyczynami, poddajemy się stwierdzeniu „wiedziałem, że tak będzie”. A to już prosta droga do odwlekania kolejnych działań i utknięciu decyzyjnemu.
Uczenie się na błędach – Twoja decyzja zmienia wszystko
Tymczasem, to właśnie podejmowane decyzje są podstawowym elementem naszej życiowej aktywności. Jedną z nich powinno być postanowienie o chęci zmiany. Ma to kluczowe znaczenie w przypadku asymilowania własnego błędu. Bardzo często opisywanym doświadczeniem towarzyszącym przeżywaniu porażki jest tzw. rozpamiętywanie jej. Zanurzamy się w fantazje o chwili, która już minęła. Dokonujemy nieustannie korekt przeszłości i nierzadko z pasją oskarżamy się o rzeczy których nie zrobiliśmy „tak jak trzeba”.
Decyzja o chęci zmiany, odmienia niemal wszystko – przede wszystkim przekształca błąd w lekcję. Lekcję, która przynosi szansę na zmianę zachowania w oparciu o doświadczenie – największe bogactwo, jakie wnosi porażka. Z tego tercetu: „błąd – lekcja – zmiana” bierze początek droga do sukcesu. Najbardziej wartościowa, bo wpisana odtąd w nasze życie.
Szukaj i daj wsparcie
Nawet jeśli pożytki płynące z rozwoju, poprzez eksperymenty są tak wyraźne, większość z nas do przełamywania bariery dyskomfortu potrzebuje po prostu wsparcia. Najlepiej oczywiście, jeśli potrafimy (czyli nauczyliśmy się) udzielać go sobie samodzielnie. Praktykowanie i oswajanie nauki przez błędy wzmacnia nas z każdym cyklem. Niemniej wsparcie, jakiego możemy sobie udzielać wzajemnie jest nie do przecenienia. Począwszy od dzieci, które możemy konstruktywnie dopingować podczas ich prób rozwojowych, aż po bliskich lub współpracowników, mierzących się z trudnymi uczuciami przyniesionymi przez porażki. Jednym z największych stresorów jest obawa przed krytyczną oceną. Doświadczenie zrozumienia i koncentracji na rozwiązaniu problemu, a nie na wskazywaniu winy, jest fundamentalne dla budowania odwagi życiowej.
Badania aktywności mózgu osób poddanych specjalnie zaprojektowanym testom wykazały, że nasz układ nerwowy „uwielbia” korzystać z nauki wyniesionej z błędnie wykonanego zadania i nagradza świadomie skorygowane, na podstawie doświadczenia, skuteczne reakcje. Krótko mówiąc, jeśli po popełnieniu błędu i przeanalizowaniu, uda się nam go naprawić, nasz mózg uruchamia układ nagrody, zwielokrotniając satysfakcję także na poziomie biologicznym. Biorąc pod uwagę korzyści, jakie z tego systemu czerpiemy od tysięcy lat, wydaje się to wręcz oczywiste – umiejętność skorzystania z porażki jest być może naszym największym gatunkowym atutem.
Trudno na koniec nie przytoczyć słów Thomasa Edisona – Nie poniosłem porażki. Po prostu odkryłem dziesięć tysięcy rozwiązań, które nie zadziałały.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!