Pokolenie XL – wychowani za słodko
Polecamy ciekawy artykuł autorstwa Doroty Łosiewicz pt.”Wychowani za słodko” (Sieci, 19(23)2013), z udziałem Marty Mauer- Włodarczak.
Scena 1: Dwie 7-letnie dziewczyny w jednej z warszawskich szkół podstawowych jedzą w stołówce obiad. Nie znika nawet połowa porcji, a surówka jest ledwo tknięta. Dziewczynki oddają niemal pełne talerze do okienka.
Scena 2: Te same dwie dziewczynki stoją przed szkolnym automatem ze słodyczami. Jedna kupuje pokaźnego batona, druga czipsy. 7-latki siadają na korytarzu i konsumują “deser”.
Całą sytuację obserwuje mama, która przyszła do szkoły po córkę i cierpliwie czeka przy stołówce, aż dziecko skończy posiłek. – Najchętniej potrząsnęłabym rodzicami tych dziewczynek. Przecież to ich wina, że one właściwie nie zjadły nic zdrowego, pożywnego, a zamiast tego wolały zapchać się chemią i cukrem – słyszę telefoniczną relację kilka godzin później.
Obserwację mądrej mamy potwierdzają eksperci. – Gdy mówimy o dzieciach i słodyczach, to warto zauważyć, że zbiegają się w jednym punkcie dwa problemy: zdrowie i wychowanie. Niestety, niewielu rodziców świadomie wychowuje dzieci. Większość pociechami się po prostu opiekuje, a to nie to samo – mówi Marta Mauer-Włodarczak, psycholog z poradni SENSiTy, prywatnie mama trójki dzieci. Na aspekt zdrowotny nacisk kładzie Barbara Lewicka-Kłoszewska, wiceprezes fundacji BOŚ: – Nadwaga postrzegana jest w Polsce jako sprawa estetyki, nie zdrowia. A tkanka tłuszczowa zmienia gospodarkę hormonalną organizmu. W ślad za tym idą ciężkie choroby. Najczęściej z nadwagą kojarzy się cukrzycę. Tymczasem cukrzyca II typu może być skutecznie opanowana przez stosowanie odpowiedniej diety – tłumaczy ekspert.
W Polsce na otyłość i nadwagę w grupie 7-18 lat cierpi 18 proc. chłopców i 14 proc. dziewcząt. 20 lat temu statystyki te były niemal czterokrotnie niższe. – To dane będące wynikiem badania wykonanego przez Centrum Zdrowia Dziecka na ponad 17 tys. dzieci. Są więc bardzo wiarygodne – mówi Barbara Lewicka-Kłoszewska. I dodaje: – Tempo wzrostu otyłości jest w tej chwili w Polsce dziesięciokrotnie wyższe niż w USA.
Trudno się więc dziwić, że coraz więcej młodych ludzi ma problem z nadciśnieniem, cukrzycą oraz miażdżycą.
Dlaczego jest źle? Przede wszystkim dlatego, że rodzice nie przywiązują wagi do tego, co jedzą ich dzieci, oraz nie uczą ich zasad zdrowego żywienia. – Rodzice nie bilansują ilości cukru przyjmowanej przez pociechy. Mają słodycze w każdej postaci. Zaczyna się od prostych węglowodanów na śniadanie, bo najłatwiej podać słodkie chrupki do mleka, przez słodkie smarowidła na białe pieczywo, do szkoły dostają słodkie batoniki, jest jeszcze obowiązkowy słodki deser po obiedzie – relacjonuje wyniki badań Fundacji BOŚ Barbara Lewicka-Kłoszewska.
Na pytanie o ulubioną przekąskę dziecka , ponad 30 proc. rodziców odpowiada, że to czekolada, baton, ciastko, ewentualnie “mleczna kanapka”. Na drugim miejscu są czipsy, dopiero na trzecim owoce. Rodzice pytani o ulubione napoje potomstwa odpowiadają najczęściej: sok (43 proc.), ale wymieniają popularne marki słodzonych napojów, które sokami nie są. Drugie miejsce zajmują słodzone napoje gazowane (32 proc.), dopiero na trzecim znajduje się woda. Dlatego dieta dzieci to głownie cukier (prawie 40 proc. je słodycze codziennie), a coraz częściej także frytki (co trzecie zjada je kilka razy w tygodniu). – Nawet soki, które są wyciskane bezpośrednio z owoców (nie te robione z koncentratów), powinny być spożywane w ograniczonych ilościach. Wystarczy szklanka dziennie. Kilka szklanek to przesada, bo w ten sposób dzieci też przyjmują cukier – tłumaczy Lewicka-Kłoszewska.
Namawia, żeby rodzice kontrolowali dietę swoich pociech, pilnowali ilości spożywanego cukru i czytali etykiety, by nie wprowadzać go w sposób nieświadomy. Według ekspertów dobrym pomysłem ograniczenia spożycia słodyczy przez dzieci jest wprowadzenie zasady, że je się je tylko raz w tygodniu. Do tego pomysłu wraca coraz więcej rodziców.
Psycholog Marta Mauer-Włodarczak: – Moje dzieci jedzą słodycze wyłącznie w niedziele i święta oraz wakacje. Jednak gdy te dni nadchodzą, pociechy wcale nie rzucają się na łakocie i nie pochłaniają ich bez opamiętania. Wezmą kawałek czekolady czy ciasta i to im wystarcza. Podobnie, gdy w sklepie wybierają sobie słodycze na weekend – robią to z umiarem.
I tu właśnie dotykamy kwestii świadomego wychowania. – Stosunek do słodyczy to także element wychowania. W ten sposób uczymy dziecko umiaru oraz podejmowania decyzji. Kiedy przychodzi niedziela, dziecko już wie, że może zjeść wszystko naraz, i wówczas na pewno rozboli je brzuch. Może też, to co ma przygotowane do zjedzenia, rozłożyć na cały dzień. To nic innego, jak praca nad charakterem, wyrabianie umiejętności kontrolowania siebie. Dobrze, kiedy rodzice mają świadomość, czego uczą swoje dziecko, i gdy to nazywają – podkreśla psycholog.
Marta Mauer-Włodarczak zdradza kulisy okoliczności, w jakich doszło do wprowadzenia “słodkich niedziel” w jej domu. Tak naprawdę zmusiły ją do tego babcie, które nie dawały sobie wytłumaczyć, że słodycze szkodzą dzieciom. Prawdopodobnie większość babć jest przekonana, że mają prawo rozpieszczać wnuki łakociami. – A dzieci fantastycznie się w tych zasadach odnalazły. Doszło do tego, że gdy babcie próbują przemycić jakieś słodycze wbrew nam, pociechy biorą je i odkładają na półkę, mówiąc, że zjedzą w niedzielę. Podobnie jest z gośćmi. Gdy ci przynoszą słodkie niespodzianki, dzieci dziękują, i je odkładają. Wiedzą, że zjedzą w niedzielę i nie mają z tym najmniejszego problemu – relacjonuje z zadowoleniem mama psycholog.
Podobnymi doświadczeniami dzieli się Paulina Bosak, mama 4,5 letniego Franciszka Józefa, która nie ma wykształcenia psychologicznego, lecz sporo zdrowego rozsądku. – Mój synek po obiedzie zawsze dostaje “talerz owoców”. Sam to tak nazywa. Dostępność owoców jest zależna od sezonu. Jabłka, gruszki, cytrusy, melony, truskawki, maliny – chyba zaspokajają jego potrzebę na cukry. Na tzw. przekąski dostaje: orzechy, słonecznik, pestki dyni, suszoną żurawinę – opowiada Pani Bosak. – Synek wie, że tych bardzo kolorowych słodyczy się nie kupuje, bo są po prostu niezdrowe. Sama ich nie dotykam, nawet nie patrzę w ich stronę. Widocznie dziecko to czuje i dawno nie miałaś prośby o kupno czegoś takiego – podkreśla mama Franciszka. Zastrzega jednak, że nie umie sobie odmówić pieczenia ciast. W tym nawyku nie widzi nic złego psycholog Marta Mauer-Włodarczak: – Wspólne upieczenie ciasta, a przy tym przyjemna rozmowa, ma na pewno większą wartość niż kupienie dziecku w sklepie cukierka. Zapach pieczonego ciasta w domu to coś niezapomnianego, co wspomina się w dorosłości i co buduje naszą tożsamość.
Barbara Lewicka-Kłoszewska apeluje do mniej świadomych rodziców, by dawali pociechom do szkoły kanapki z pieczywem ciemnym, wieloziarnistym, a do picia – głownie wodę. Podkreśla też, że ważne jest, by ograniczać słodkie desery. – Nawyki zdrowego żywienia warto kształtować w dzieciach od najmłodszych lat. Z biegiem czasu będzie coraz trudniej. Są książeczki, które rodzice mogą czytać z dziećmi. Na prostych przykładach można tłumaczyć plusy i minusy wynikające ze zdrowego żywienia. Np. zestawić jabłko z czipsem i pokazać, co dobrego jest w jabłku, a co złego w czipsie. Wówczas dziecko zrozumie, że w jabłuszku są uśmiechnięte witaminki i wszystko, co najlepsze, a w czipsie – złe tłuszcze i sól. Takimi metodami najłatwiej przekonać małe dziecko. Starszym można już tłumaczyć wprost – radzi ekspert. Skuteczność tej metody potwierdza Paula Bosak: – Gdy Franciszek miał 3,5 roku, dostał książkę “Było sobie życie” i zaczął się interesować organizmem człowieka. W ten sposób dowiedział się, do czego potrzebne są witaminy, minerały, itp.
Wiceprezes Fundacji BOŚ ma radę dla tych, którzy nie myślą o tym, co jedzą. – Przecież do samochodu nie nalejemy byle paliwa. Czemu więc sami wrzucamy w siebie byle co? Za mało uwagi przywiązujemy do związku zdrowia z jedzeniem. Warto poznać instrukcję obsługi samego siebie i przełożyć to na dzieci. Paulina Bosak jest pewna, że zdrowe nawyki są podstawą. Jeżeli w domu nie ma produktów “śmieciowych”, to dziecko nie będzie ich jadło. Mądra mama martwi się jednak o przyszłość: – Nie wiem, co będzie, gdy pociecha pójdzie do szkoły, czy te nawyki pozostaną. Mam nadzieję, że tak.
Marta Mauer-Włodarczak uspokaja: – Nie możemy być cały czas przy dziecku. Nie patrzymy mu na ręce w szkole czy na placu zabaw. Gwarantuję jednak, że gdy niejedzenie słodyczy jest kwestią wychowania, wpojonych zasad, dzieci po prostu nie wezmą łakoci.
A jeśli chodzi o mnie – chyba powieszę sobie ten tekst na lodówce, by móc na niego rzucać okiem, kiedy któreś z moich dzieci poprosi o lizaka po obiedzie. Może wtedy łatwiej będzie mi zaproponować jabłuszko lub marchewkę…
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!