Kompleksy – jak wygląda droga ich powstawania?
Nieproszony, niechciany, a jednak obecny i mocno zadomowiony – takim właśnie „gościem” w naszej psychice są kompleksy. Tak zakotwiczone i tak dokuczliwe, że z jednej strony poddajemy się im z ogromną mocą, z drugiej zaś wypieramy ze świadomości. Niestety w ten sposób dodajemy im tylko mocy.
Skąd w naszym życiu pojawiają się te skomplikowane zestawy wyobrażeń na temat samego siebie? Jaką ścieżką wnikają do naszego życia i dostarczają nam tyle udręki? Odpowiedź znajdziesz w tym artykule.
Cierpienie emocjonalne rozwija się już w dzieciństwie
Od początku naszego życia uczymy się świata i jego zasad za pośrednictwem emocji. To one tworzą pierwsze wyobrażenia i informują, co wspiera nasze istnienie w środowisku, a co mu zagraża. Część z nich jest bez wątpienia trudna, czasem nawet bolesna, ale każde emocje mają ważny udział w procesie rozumienia świata.
Jako dzieci jesteśmy niemal całkowicie zależni od naszych opiekunów i najbliższego otoczenia, dlatego doświadczenia emocjonalne z nimi związane są (mimo że nieświadomie) kluczowe dla naszej tożsamości. Szukamy sygnałów akceptacji, a każda sytuacja odbierana jako odrzucenie, powoduje cierpienie równie trudne do zniesienia jak ból ciała. Dlatego tak ważne jest, aby wspierać dzieci w identyfikacji i oddzielaniu przeżyć od osądów na ich temat. Bo jeśli silne emocje będą zbyt często kojarzone z jakąś cechą czy wyobrażeniem na temat dziecka, wtedy zacznie się utrwalać destrukcyjny wzorzec samooceny.
Jak rodzą się kompleksy?
Kompleksy dostajemy niejako w „prezencie” od otoczenia. A o ich sile nie decydują zazwyczaj fakty, tylko nasz stosunek do nich. To tłumaczy zaskakujący i często paradoks, nakazujący osobom nadmiernie dbającym o ubiór zamartwiać się niewidocznymi drobiazgami, podczas gdy osoby o radykalnie luźnym podejściu do tej sprawy cechuje pewność siebie czy nonszalancja.
Wartościujące komentarze środowiska pojawiają się od najwcześniejszych chwil dziecka. Oceniamy je przecież intensywnie, często wierząc, że jest to świetna mobilizacja do rozwoju. Każda jednak ocena może łatwo zmienić się w zapowiedź niezadowolenia, zawstydzenia – tym samym odrzucenia. Oczywiście jeszcze silniej proces ten zachodzi w przypadku otwarcie krytycznych, deprecjonujących i skoncentrowanych na „błędach” (będących przecież doświadczeniami rozwojowymi – każdy z nas rozwija umiejętności przez trening niepowodzeń) rodzicach.
Wysokie wymagania wobec dziecka, często będące wyrazem niespełnionych ambicji dorosłych, utrwalają przekonanie że na swoje miejsce w świecie trzeba zasłużyć, a do tego nie jest ono ani pewne ani trwałe. Następna porażka może odwrócić od nas sympatię i zainteresowanie otoczenia.
„Zobacz, że może być lepiej, aby poczuć się gorzej”
Język porównań, krytyki, koncentracji na słabościach dominuje w dzisiejszym świecie. Nawet wyidealizowane opowieści o kolorowym życiu celebrytów czerpią swoją siłę z odczuwanej przepaści, jaka dzieli nas od ich „doskonałego” życia. Nasz zachwyt jest przepełniony pragnieniem, żeby stać się podobnym do naszych idoli. A to przecież oznacza, że… czegoś nam ciągle brakuje.
Ten wyobrażony, niezapełnialny deficyt rozwija się w dzieciństwie. Już przedszkole i pierwsze klasy szkoły są poligonem szyderstwa, wytykania braków (często nieistniejących) i etykietowania.
W starszych klasach, szczególnie w okresie dojrzewania akceptacja grupy rówieśniczej staje się kluczowa, decyduje o samopoczuciu z olbrzymią mocą. A to właśnie wtedy pojawiają się problemy z cerą, w niekontrolowany sposób zmienia się ciało i głos. Ileż okazji żeby drwić z kogoś, podważyć jego kruchą wiarę w siebie i zakotwiczyć kompleks, mocno regulujący zachowanie młodej osoby. To także czas pierwszych relacji, nieśmiałości i braku doświadczenia. Z perspektywy dojrzałej osoby nie ma nic niezwykłego w tym, że dwie osoby nie pasują do siebie wzajemnie, nie zainteresowały się sobą na takim samym poziomie. Dla nastolatka to bolesny cios, który może uznać za dowód swych niedoskonałości, a nie naturalny i częsty fenomen relacyjny.
Porównuj się do siebie, nie innych!
Wreszcie dorosłość – czas, w którym nasze możliwości i autonomia są na najwyższym poziomie. A jednak i tu presja sukcesów oraz ideał piękna staje się przestrzenią częstego doświadczenia klęski. Koncentrujemy się na własnych deficytach i dowodach doskonałości u innych. Zapominając, że oni również grają w tę grę, od której wszyscy dostajemy zadyszki.
Kompleks to gość, który wprowadził się nielegalnie. Walczy o prawo do zasiedzenia, a jego jedynym zajęciem jest wypatrywanie i wyolbrzymianie wszelkich odstępstw od doskonałości. Tego gościa nie da się przekonać do zmiany podejścia. Trzeba zidentyfikować drogę, którą do nas trafił, sprawdzić i obalić jego pozorne argumenty i zdecydowanie wyprosić. Ta wizyta zawsze trwa zbyt długo i zbyt dużo nas kosztuje. W razie czego terapeuta może Wam pomóc w eksmisji.
Wojciech Gorczyca Prowadzi terapię indywidualną metodą Gestalt, koncentrując się na wyjątkowości każdego klienta. Za kluczowe uważa zbudowanie i utrzymanie relacji opartej na zaufaniu, pozwalającej zmierzyć się z własnymi ograniczeniami i obawami. Podczas terapii par i małżeństw pracuje w interesie związku, dążąc do wypracowania naturalnej bliskości pomiędzy partnerami. Czytaj więcej…
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!